środa, 20 lutego 2013

16. Wśród tylu miejsc, jedno gdzieś całe ze szczęść, znajdę je!

Pedro stał w przepokoju, z rezygnacją poprawiając krawat i słuchając jednym uchem tyrady Alexandry, najprawpodpodobniej na temat tego, że nie zdążył pójść do fryzjera przed dzisiejszym wieczorem, aby podciąć lekko włosy. Zrobił to z pełną premedytacja, bo w przeciwieństwie do swojej żony, nie lubił nosić na głowie włosów przyciętych prawie do skóry. Źle się tak czuł. Zerknął na zegarek i zniecierpliwiony długą nieobecnością swojej córki, przerwał brutalnie monolog Alexandry, wołając Ainę na dół.
-Już idę! - odezwała się gdzieś z piętra, niestety przez następne dziesięć minut wcale się w przedpokoju nie pojawiła. Pedro miał właśnie namacalny dowód, że jego córeczka odziedziczyła po nim jakąś cechę, a mianowicie spóźnialskość. On sam był w tym mistrzem, ale Aina przebijała nawet Bojana, który wyżyny spóźnialstwa osiągnął już dawno.
-AINA! Nie będzimy dłużej na ciebie czekać! - zakomunikował o wiele za głośno niżby wypadało.
-Zaraz!
-Aina, natychmiast na dół! - -poparła Kanaryjczyka Alexandra, wygładzając sukienkę.
W końcu trzasnęły drzwi i dał się słyszeć tupot na schodach, a zaraz potem pojawiła się Aina, zdyszana, z torebką i pełnym makijażem.
Pedro przeżył szok, więc pierwsza zareagowała Alexandra.
-Wróć do łazienki i zmyj ten makijaż. I oddaj mi czerwoną szminkę, bo na pewno wzięłaś ją do torebki.
Hasło "czerwona szminka" kojarzyło sie Pedritowi tylko i wyłącznie z jednym wydarzeniem. Alex tak dawno jej nie używała. Teraz zaś widniała na ustach nie tylko jej samej, ale i ich nastoletniej córeczki.
-Ale mamo!! Wcale się nie pomalowałam za dużo! - zaoponowała Aina.
-Okej - Rodriguez przytrzymał Alex za rękę - Zobaczy ją Junior, rzuci jakieś hasło, a makijażu nie będzie w dwie sekundy, uwierz mi.
-To on tam będzie?! -jeknęła mała. - Mieliśmy iść do wujka Andresa!
-Tak, będzie, bo idziemy do Iniestów, tak jak to było zaplanowane, a Ana jest chrzestną Juniora. Niemożliwe, żeby go nie było - Kanaryjczyk z przyjemnością udzielił córce informacji.
Szminka została oddana.

Alexandra malowała usta krwistoczerwoną szminką.
Pedro zaś przyglądał się jej z kpiącą miną.
Nie zwracał w ogóle uwagi na to, że stoi w progu damskiej łazienki, jakby zupełnie było to nieistotne. Łazienka ta znajdowała się w podziemiach jednej z kafejek, masowo obecnych na damskiej starówce. Po męczącym treningu jaki zafundował im trener Del Bosque przed meczem z Portugalią, cała hiszpańska kadra otrzymała wieczór wolny od wszelkich piłkarskich zajęć i mogli pozwiedzać Gdańsk. Była to ostatnia z takich możliwości, bo w razie zwycięstwa z najbliższym przeciwnikiem, musieli ostro harować, aby dojść na szczyt. Bo taki był ich cel i wcale tego nie ukrywali.
Hiszpańska La Roja rozpełzła się więc po starym Gdańsku, trochę oglądając miasto, trochę buszując po straganach jarmarku Dominikańskiego, podpisując czasem podsunięte pod nos karteluszki i plakaty, co kto miał pod ręką, a przede wszystkim fundując sobie nawzajem zimne piwo, prosto z beczki i w hurtowych ilościach. Bo raz w życiu wolno, prawda...? A następny raz będzie po kolejnym meczu, jak zauważył przytomnie Iker Casillas, rezygnując już z niańczenia swoich, bądź co bądź dorosłych kolegów.
Pedro poszedł wraz ze swoją nieodłączną kompanią na gdański rynek, by zniknąć w przytulnej kawiarence na wprost Neptuna. Zeszli wraz z Fabsem do toalety, pozostawiając Iniestów i Xaviego samym sobie. No i własnie tam zauważył Alexandrę, która od stolika zniknęła wczesniej niz oni.
Teraz poprawiła wyszczotkowane przed chwilą blond włosy i przejechała dokładnie usta czerwoną szminka, zapewne od Chanel, ale to juz za bardzo kanaryjczyka nie interesowało. Szminka, to szminka, nieważne z jakiej firmy.
-W każdym opakowaniu jest to samo. - nie zorientował sie nawet , że zakończył swoje rozważania zupełnie na głos. Alexandra spojrzała na niego z ukosa, unosząc brwi.
-O czym ty mówisz?
-O twojej szmince. Po co kupujesz drogie egzemplarze, skoro te tańsze są takie same. Tylko, że tańsze. - wytłumaczył jej z miną mędrca, wiedzącego co mówi.
Modelka chwilę przetrawiała jego wypowiedź, aż w końcu zamknęła pudełeczko i wrzuciła do torebki razem ze szczotką.
-Różnią się, ceną i jakością. A tą akurat dostałam.
-Od kogo?- Rodriguez zmrużył oczy.
-A co cię to obchodzi? - zaśmiała sie Alex. - od jednej zaprzyjaźnionej projektantki. I nie, nie od Monici Fabregasa, który notabene zostawił nas samych dziesięć minut temu. - Roześmiała się jeszcze bardziej na widok miny piłkarza. - Szkda, że nie ma Isabel i jej ochorniarzy. Nie zazdroszcze jej sytuacji, a dodatkowo, juz muszą wyjeżdżać... A Euro dla nas na dobrą sprawę sie jeszcze nię zaczęło...
-Masz rację. Ale przyznaj, chciałabyś mieć takiego bodyguarda, jakim chłopcy są dla niej, co? - Pedrito zmrużył oczy i zaoferował ramię dziewczynie, bo właśnie do niego podeszła. - Alex, hmm?
Popatrzyła na niego z namysłem.
-Myślę, że...chciałabym. Ale zależy, kto by nim był.
Pedro drgnął i zajrzał Alexandrze w oczy. Odgarnął jej jasne włosy z policzka, usmiechając się zadziornie.
-A mnie byś zechciała?
Alex niepewnie się uśmiechnęła, ale jeszcze mu sie nie wyrwała z rąk i nie dała odpowiedzi odmownej, więc zadowolony z siebie Kanaryjczyk usmiechnął się szerzej i po prostu ją pocałował.
Dalej nie dostał w twarz.
Dostał za to promienny uśmiech, który uznał za odpowiedź pozytywną.
-Rozumiem więc, że jesteś teraz moją dziewczyną?


Gdy tylko weszli do domu Iniestów, od razu ogarnęła ich ciepła, przyjazna atmosfera. Z salonu dochodził śmiech Xaviego, jakaś muzyka, głosy i piski dzieciaków.
- Chodźcie, chodźcie, już jest cała ferajna. - zaprosił ich Andres.  Przechodząca z sałatką Ana uśmiechnęła się równie szeroko jak jej mąż i przytuliła wolną ręką Alexandrę, a potem Pedro i ich naburmuszone dziecko.
- Oooo, mistrz ironii we własnej osobie, Don Peeedrooo! - zaraportowała głośno Lea, stojąca przy drzwiach.
- Piłaś - zaśmiał się, ale z rozbawieniem pomachał zebranemu towarzystwu.
- Mylisz się - odpowiedziała Lea, ściskając mocno przyjaciela - patrzę tylko jak Cam robi zdjęcia - wskazała na stojącą niedaleko siostrę - A jest co fotografować dzisiaj!
Skinął głową i podążył wzrokiem za wzrokiem żony Bojana.
Faktycznie, wszyscy zebrani świetnie się bawili. Xavi śmiał się z czegoś do oburzonego tym Bojana, państwo domu kręcili się coś jeszcze donosząc. Alexandra przysiadła się do Marc'a Bartry.
Na środku salonu szalały do muzyki dzieciaki. Sebastian tańczył z Valerią i Ainą naraz, Victor i Junior udawali, że potrafią wykonać prawidłowy freestyle. Z boku Jonathan Dos Santos huśtał trzynastoletnią Isabel.
- Jonathan?! - wykrztusił z siebie zdziwiony Pedro - powinien się częściej zajmować dziećmi.
- A, tak. - przytaknęła Lea. - One też go lubią. Gdy tylko przyszedł, Isabel przytuliła się do niego i nie dała się odkleić. Bardzo go lubi, nie tak jednak, jak Junior ciebie - zażartowała.- Jonathan wie doskonale, po kim ją nazwałam. Pamiętam jak się dowiedział. Miał minę taką, jakby dostał w twarz... Potem wziął małą na ręce, popatrzył chwilę i powiedział, ze to imię będzie do niej pasować. Unikał jej jednak starannie, dopóki nie wpadliśmy na niego nad morzem. Isabel się zgubiła i znalazł ją Dos Santos właśnie. To dziwna relacja, kocha ją i denerwuje go to, że ma imię Isabel. Ale to była moja przyjaciółka... Wiesz, on czasem coś powie, zdarza mu się wspomnieć coś na temat tamtego lata. Powoli zaczynam rozumieć tą sytuację, o wielu rzeczach nie wiedzieliśmy.
- On wszystkiego nam nie powie- stwierdził Pedro. - Zresztą rozumiem to. Ale ostatnio wygląda zupełnie inaczej, chyba sobie wszystko w końcu poukładał. Bartra też... Ale on się chyba szybciej z tym pogodził.
- Możliwe. Idą do nas - zaśmiała się.
-Mamo! Wujek już nie chce ze mną tańczyć.- pożaliła się mała.
-Weź sobie to diablątko, ja już nie mam sił.
Lea się roześmiała.
-A ze mną nie zatańczysz?
-No dobra...Ale tylko jeden taniec, twoje dziecko mnie wykończyło.
Uśmiechnął się do Pedro, który tylko odwzajemnił się tym samym, nie chcąc robić żadnych uwag. Nie chciał psuć humoru kolegi. Był pewny, że jest w dobrym humorze, to było widać. Bo to był uśmiech dawnego Jonathana Dos Santosa.
Kanaryjczyk ominął szerokim łukiem brykające dzieciaki i podszedł do swojej żony, bezczelnie przerywając jej miła konwersację.
-Dość tego paplania, teraz jest czas na taniec z mężem. - uroczo się usmiechnął i wyciągnął ją na środek salonu.
Ktoś puścił szybszą piosenke, a potem zminił ja na wolną, co tylko spowodwowało, że Alex zgubiła sie w rytmie. Niezwruszony Pedro jednak nie zamierzał dopuścić. Tak tańcząc mijali sie co jakis czas z Dos Santosem i Leą. Dosłyszeli urywki ich rozmowy, co Rodriguezowi od razu przypomniało dziwną sytuację na lotnisku w Gdańsku.

Isabel musiała się znaleźć w szpitalu. A skoro coś musiało być zrobione, to przezorny Marc Bartra wolał załatwić sprawę od razu i miec to za sobą. Nigdy nie zostawiał niczego na później, tym bardziej, jeżeli chodziło o jego siostrzyczkę. Dlatego też już dzień po rozmowie z doktorem Orezą zabukował trzy bilety i zarządził wielkie pakowanie się. Na nic nie zdały sie prośby i błagania Isabel oraz ciężkie, milczące spojrzenie Dos Santosa. Około pory obiadowej znaleźli się na lotnisku i czekali na lot, który miał być dokładnie pół godziny później. Pojechał z nimi również tercet Iniestów, z Bojanem i Xavim, oraz Pedro i Alexandra, których zejście sie było wielka sensacją na śniadaniu. Chwilowo o niczym innym w kadrze się nie mówiło, i nawet teraz przyjaciele rzucali parce podejrzliwe, ukradkowe spojrzenia. No bo przecież, jak objaśnił Rodrigueza Sergio Ramos, taki obrót sprawy był niemożliwy. Nie-mo-żli-wy. Na przeliterowaną opinię Cygana Pedro odpowiedział tylko, żeby zastanowił się z kim sam obecnie jest i zajął się obieraniem banana.
A teraz stał z Alex na lotnisku i patrzył na przyjaciół zbierających się do odlotu. Przed chwilą urzędniczka poinformowała przez megafon, że samolot z Barcelony właśnie wylądował, więc nie mieli za dużo czasu. Tym bardziej, że na pożegnania nigdy nie ma dość czasu, przemknęło przez głowę Pedro. Błądząc wzrokiem po tłumach ludzi, głównie Hiszpanów, zapewne tych, co przylecieli ze stolicy Katalonii na mecze kadry, ujrzał twarz dobrze mu znanego z gazet motocyklisty, i jak wiedział, sportowego idola Dos Santosa.
-Jonathan, spójrz, Lorenzo tam idzie. Chcesz autograf? - zażartował widząc zaskoczone spojrzenie Meksykanina.
-Gdzie?!

-Zanim do mnie dotarło, że Lorenzo to ten Lorenzo, brat Isabel, ona zdążyła juz go zauważyć i uparła sie, że już musimy iść do kontroli bagażu. Mi przyszło wtedy do głowy, bo dużo nad tym myslałem, że może dałaby mu szanse choć na rozmowe. Ona jednk była nie ugięta.
Pedro pozwolił Alex zrobić piruet i zerknął na Dos Santosa i zamyślona Leę. Teraz trochę bardziej rozumiał popłoch, w który wpadła na widok chudziutkiego, sympatycznego Jorge drobna Isabel.
Zrozumiał też znaczenie chaotycznej rozmowy prowadzonej przez tą dwójkę przy barierkach kontrolerów.

-Isabel, to twój brat, mimo wszystko wciąż nim jest... Może daj mu szansę, niech sie wytłuamczy. - niesmiało poprosił Jonathan.
-Ja nie znam tego człowieka, Jonathan, daj spokój! - Isabel wyszarpnęła się mu z rąk i chwyciła za rączkę swojej walizki. - Chłopcy, idziemy?
-Ale, Isabel...
-Ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego! - prawie krzyknęła Isabel - Gdyby chciał mieć ze mną kontakt, odnalazłby mnie już dawno temu. Bo innych opcji gdzie się zatrzymać w Barcelonie naprawdę nie miałam.
-Daj spokój - westchnął Marc Bartra. - Teraz faktycznie nie pora na kłótnie o Lorenzo, musimy już iść.
Wziął dwie walizki, zerknął na Isabel, a potem podszedł do kolegów.
-Trzymajcie się, chłopaki i wygrywać mi tutaj. Będę śledził wszystkie mecze! Pamiętajcie, Wielki Bartra patrzy! - zakończył ze śmiechem, ściskając przyjaciół.
-Szczęśliwego lotu i równiez pwodzenia - odwzajemnił sie serdecznie Pedro, żegnając się mocnym uściskiem ręki również z Dos Santosem. Podszedł potem do Isabel, która żegnała się wylewnie z Leą Iniesta. Zaprzyjaźniły się bardzo w czasie tego Euro.
-Trzymaj sie, mała. - uściskał drobną Hiszpankę. - I kibicuj nam.
-Jasne! - odpowiedziała Isabel. - Choć wolałabym tutaj. Powodzenia!
Machali im jeszcze zza barierek, które w końcu minęli.
-Chodźmy na taras widokowy. - odezwał się z boku Xavi.
Posłuchali go i skręcili w bok, na schodki. Pedro odwrócił sie jeszcze, by spojrzeć na godzine odlotu wyświetlana na telebimie i jego wzrok padł na szczuplą postać, ktopra w całkowitym szoku podbiegła do barierek odgradzajądzych strefę bezcłowa od tej zwykłej.
Zrobiło mu się zimno. Niewątpliwie Jorge Lorenzo zrozumiał, że właśnie się minął z siostrą.

-Lorenzo i tak was zauważył. Niestety, chyba za późno. - odezwała sie znowu Lea, po dłuższej chwili milczenia.
-Isabel i tak by z nim nie porozmawiała.
-Zawsze warto spróbować... - dorzuciła Alex, która najwyraźniej również słuchała tej rozmowy.
-To nie takie proste.- Pokręcił głową Jonathan. - Przynajmnie nie było takie dla niej.

Lotnisko to miejsce, gdzie skupiają się wszystkie ludzkie uczucia. Hale odlotów i przylotów, poczekalnie pełne są smutków pożegnań i radości powrotów. Wszędzie krążą echa wypowiedzianych słów. Porty lotnicze to bramy czasem w obie strony, czasem bez powrotu...
-Szczęśliwej drogi!! - wołała jeszcze z boku Lea, wytrwale machając swoją chustką. Z tarasu widokowego widać było kołujący już samolot. Zmartwiona Alexandra ściskała ciepłą rękę zamyślonego Kanaryjczyka, do którego coś mówił stojący obok Bojan.
- Jak myślisz, jeżeli dotrzecie do finału, to przylecą na mecz? Bartra kupił bilet w jedną stronę...
- Życie to też bilet w jedną stronę.- odpowiedział filozoficznie Pedro. - nie możemy się cofnąć.
- No tak... Mówisz, ze na życie jest bilet? A będziesz moim pilotem?
- A zapłaciła pani ? - przekornie zaśmiał się Pedro.
- Zapłaciłam...- Alex zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go.
- Mmm, faktycznie! Ale ostrzegam, ze to będzie lot z turbulencjami, przy twoim charakterze to niestety możliwe.
- Ty nie jesteś lepszy- wytknęła mu,udając oburzoną. Nie potrafiła jednak udać porządnej złości.
Pedro przytulił ją lekko do siebie i widząc, ze samolot juz odleciał, odwrócił się do wyjścia z tarasu. Jego wzrok padł na tablicę z ofertami wycieczek.
- Chodź, Alex, poszukamy, czy jest lot na wyspy szczęśliwe...
-Pedrito, ale my już chyba swoją znaleźliśmy...
-Naprawdę? Ja w to jeszcze nie wierzę.
-Ej,państwo Rodriguez,ruszcie się, bo nie zdążymy na kolacje do hotelu! - bardzo znajomy głos przerwał im miłą sielankę.
- Bojan, ja cię kiedyś uduszę, ty materialisto! Ty tylko myślisz o jedzeniu!


Potańcowka wyczerpała Pedrito całkowicie. Stał sobie teraz z boku, obserwując Ainę, uparcie od dłuższego czasu odmawiającą Juniorowi swojego towarzystwa w tańcu do jakiejś skocznej piosenki disco polo. Chłopak był jednak nieugięty, i po kilku minutach mała panna Rodriguez wisiała mu na ramieniu, z rozpaczą malującą się w oczach. W tych Juniora lśnił tryumf.
Pedro pokręcił głowa nad tą dwójką, zastanawiając się ile jeszcze ta wzajemna niechęć potrwa. Popił wode, trzymaną w ręku i przesłał buziaka w powietrzu Alexandrze, która właśnie się na niego popatrzyła.
Usłyszał jakieś kroki, a potem cicha rozmowę.
-Jonathan? Co tutaj robisz? - zdziwiony,cichy głos Bartry na pustym korytarzu zabrzmiał bardzo głośno.- wyglądasz, jakbyś płakał.
-Spójrz.
Szelest kartek. Pedro poczuł sie niezręcznie, wiedząc, że koledzy są tuż za jego plecami, na ciemnym korytarzu, ale nie ruszył się z miejsca.
-Nosisz to cały czas przy sobie? Jonathan...
-Marc...czytaj.
-"Gdy byłam mała, marzyłam ze będę księżniczką i będę miała swojego księcia. Niestety nie wszystko się stało tak jak chciałam. Książę się pojawił,ale o niewłaściwej porze. I musiałam cały czas robić wszystko, żeby się nie zakochał. Ale jak długo sama będę się potrafiła powstrzymywać?"

___________________
No, zebrałam się w końcu i mam dość juz tego odcinka. Mam nadzieję, że Wam sie spodobał i , że mi wybaczycie długa nieobecność. Miałam tylko trzy egzaminy, ale za to bardzo trudne.
Nic lepszego nie wymyślę, ale martwi mnie to, że brak weny, zamiast na początku, objawił się na końcu opowiadania;/ A teraz zależy mi na dobrych odcinkach.
No nic, nie zanudzam. Trzymajcie sie <3
graffiti

PS. Obiecana podstrona o muzyce w rozdziałach jest w zakładce obok bohaterów. Zapraszam:) Jeżeli chcecie wiedzieć coś więcej, to pisać;)