Poranny rytuał Pedro polegający na powolnym sączeniu kawy z mlekiem i obowiązkową pianką w rygorystycznie przestrzeganych proporcjach własnie dobiegał końca. Dopił leniwie ostatnie łyki kawy i odstawił kubek na stół. Ten kubek, już trochę poobijany, w kolorze czerwonym, również stanowił nieodłączną część jego poranków. Już od lat. I wszyscy wiedzieli, że gdy w domu jest Pedro, lepiej owego kubka nie tykać, bo groziło to fochem na cały dzień...
Rodriguez wyciągnął się z błogą miną na krześle i zerknął za okno. Na ulicy panował już ruch, ludzie śpieszyli się, każdy w własną stronę. Lubił tak obserwować życie ulicy. Zawsze wtedy zastanawiał się, gdzie prowadzą ścieżki tych przechodniów mijających codziennie jego dom. Czy prowadzą szczęśliwe rodzinne życie, tak jak on? Czy mają przyjaciół, kogoś bliskiego sercu? Czy też żyją samotnie, gnając jedynie do pracy i z powrotem, by zaszyć się we wnętrzu swojej kawalerki. Czy ważna jest dla nich tylko kariera, czy też coś więcej, bardziej trwałego.... Szczęścia nie można na siłę znaleźć, ono samo do nas przychodzi. Kiedy tylko zechce.
Uśmiechnął się sam do siebie i sięgnął po leżące na stole gazety. Na początek przeglądnął Mundo Deportivo, chłonąc jak gąbka wiadomości ze świata sportu. Skrzywienie zawodowe - każdy, kto miał do czynienia choć raz ze sportem, nie będzie potrafił się od niego już nigdy odciąć. Nawet pielęgnując zadbany ogródek, zaśmiał się w duchu Kanaryjczyk, przypominając sobie żmudną robotę, do której zapędziła go wczoraj Alexandra.
-Tato, wychodzę na miasto!-do kuchni wpadła jak burza jego szesnastoletnia córka. Nigdy nie potrafił zrozumieć, jak to się stało, że nie odziedziczyła żadnej cechy charakteru własnego ojca. Była pod tym względem wierną kopią matki. Dzięki temu czuł się bardzo zdominowany przez kobiecy huragan rządzący tym domem. Jedynie spod brązowej grzywki patrzyły na niego ufne, brązowe oczy, łudząco podobne do tych, które widywał codziennie w lustrze.
-Sama idziesz?-spytał obserwując znad gazety, jak córka szybko zalewa płatki z musli, swój kolejny wymysł, mający pomóc w zrzuceniu wyimaginowanych nadprogramowych kilogramów, jogurtem o smaku malinowym. Jakby córka piłkarza mogła mieć w genach otyłość, pomyślał po raz kolejny na widok śniadania Ainy.
-Nie, spotkam się w centrum handlowym z Valerią.-uśmiechnęła się do niego.-Wiesz, że dostała w nagrodę za konkurs kilka dni stażu w Hiszpańskim Vogue'u?
-O, doprawdy?-zdziwił się Pedro.-To dlaczego Andres jeszcze nie dzwonił, żeby się pochwalić?
Aina zaśmiała się wesoło. Faktycznie Andres Iniesta, nie widzący świata poza swoimi dziećmi i żoną, zawsze szczegółowo się chwalił sukcesami swoich dzieci. Ale to było przecież zrozumiałe.
-Może jeszcze zadzwoni-dodała, podnosząc się, by umyć miseczkę i łyżkę-Potem idziemy do Isabel, robi domówkę, więc pewnie wrócę późno-wyjaśniła.
-Babska domówka?-uniósł brwi Pedro. Nie wierzył w to, że Junior przegapiłby taką okazję do imprezowania.
-O, nie, bierzemy ze sobą Victora, brata Valerii, przecież wiesz. Może będzie jeszcze Sebastian Hernandez i Dylan Valdes.
-A Junior?
-Nie wiem tato, nie obchodzi mnie, co on zamierza robić!-Aina zgrabnym machnięciem ręki zbyła kwestię istnienia syna Krkiciów. Pedro parsknął pod nosem. Córka stanowczo powielała zachowania Alexandry...
-Nie wierzę w to, ale baw się dobrze. Właśnie widzę Valerię pod bramką.
Aina pomachała starszej kilka lat przyjaciółce, i pobiegła po torebkę i butyi, w przelocie całując ojca w policzek. Po drodze przewróciła jakieś pudełka na korytarzu.
-Przepraszam i do zobaczenia wieczorem!!!
Rodriguez pokręcił jedynie głową, składając gazetę tak, by było mu wygodnie przeczytać artykuł o kolejnym zwycięstwie Blaugrany. Ciekawe, co tym razem napisali, pomyślał, obserwując przez okno żywiołowe powitanie Ainy z ciemnowłosą córką Andresa.
-Czy coś się stłukło?-zapytała Alexandra, wchodząc do kuchni. Zmierzyła spojrzeniem męża i gazetę, zaciskając pasek od szlafroka.
-Nic się nie stało, tylko po prostu Aina wychodziła z przyjaciółką na miasto.-odpowiedział jej zwięźle Pedro.-Czuję się przytłoczony. To twoja wierna kopia.
-Ale czy ja mam wpływ na charakter swojego dziecka? Ma też kilka twoich cech-roześmiała się Alexandra, wsypując do swojego kubka dwie łyżeczki kawy.
-Nie trzeba było słuchać rocka w czasie ciąży-mruknął Pedro i odłożył gazetę-mówiłem, że muzyka klasyczna jest lepsza.
Alexandra wybuchnęła śmiechem, próbując nie rozlać wody z czajnika.
-Pedrito, proszę cię, wierzysz w takie rzeczy?
-Yhymm, no wiesz, tak pisało w poradniku-pociągnął żonę za rękę, sadzając ją sobie na kolanach-Popatrz-zauważył artykuł o rozbiciu szajki gangsterów na Majorce i przysunął go bliżej do siebie.
-Pedro, nie interesują mnie gangsterzy-przewróciła oczami Alex-Mam ich dość po pobycie w Polsce.
-Serio?-uśmiechnął się szeroko, odgarniając jej włosy z twarzy. Nawet niewyspana po gali mody, wciąż wyglądała jak królowa wybiegów, czyli po prostu pięknie. Wyciągnął jej z rąk gorący kubek z kawą i delikatnie ją pocałował.-To zostawmy tych gangsterów...
Trzydziesta czwarta pompka...
Trzydziesta piąta.
Czterdziesta.
Pedro usiadł na piętach, nie czując już rąk. Końcówka treningu dobiła go zupełnie, zrobili 4 serie po 40 pompek bez przerw. Wziął leżący obok na trawie ręcznik i wytarł sobie czoło. Peryferiami świadomości skonstatował, że biały materiał zabarwił się od trawy na zielono. Jego mózg marzył obecnie tylko o wielkiej butelce wody, najlepiej tak dużej, jak orzeszek w niebie Scrata z drugiej części Epoki Lodowcowej.
-Dobra, koniec na dziś, macie dzisiaj wolne, możecie wyjść na miasto. Tylko być mi przed dziesiątą w hotelu, jutro czeka nas sesja treningów, bo pojutrze gramy z Chorwacją. A chyba chcecie wyjść z grupy, prawda?
-Tak jest!!- Vincente'owi Del Bosque odpowiedział karny ryk kilkunastu zmęczonych treningiem facetów, którzy natychmiast potem ruszyli truchcikiem do szatni.
Rodriguez powlókł się za nimi.
Gwar głosów, jaki wybuchł w szatni, nie pozwolił mu na zebranie myśli.
-Pedro, idziesz do knajpki jakiejś?-Zainteresował się nim David Silva.
-Cuco, nie wiem. Nie jestem w stanie myśleć. Odpowiem ci po obiedzie, dobra?
-Jasne, tylko nie zapomnij, nie będziemy długo czekać-zaśmiał się David i ulotnił się w kierunku tańczącego z ręcznikiem Cazorli.
Przedszkole, pomyślał Pedro. Jednym uchem słuchając rozmowy telefonicznej Pique, drugim-przekomarzania się Iniesty i Xaviego,wziął ręcznik i poszedł się wykąpać.
Oni wszyscy się umawiali ze swoimi drugimi połówkami, co już było dla niego nie do zniesienia Przecież nikogo nie miał. Nikogo, żeby nawet pójść do McDonalda, lub na spacer po tym całym molo. Był stanowczo pechowcem.
Może jednak pójście z Silvą i Busquetsem na drinka było dobrym pomysłem.
Odkręcił zimną wodę, chcąc zmyć z siebie zmęczenie i całą bezpodstawną złość.
-Pedro, gość do ciebie-zawołała z kuchni Alexandra, nie przerywając starannych czynności zrobienia pożywnej sałatki wchodzącej w skład obiadu.
Rodriguez niechętnie wstał z fotela w salonie i rozprostowując po drodze kości, podszedł do drzwi. Puścił oczko żonie, z bezwiednym uśmiechem, jaki zawsze na jej widok wpływał mu na twarz.
-Cześć Bojan-poszerzył uśmiech, widząc za progiem wiecznie rozczochraną brązową czuprynę przyjaciela.
-Poratuj jakimś piwem-jęknął zamiast powitania Serb.-i ani słowa o kadrze C.
-Aż taki ci dali w kość-zdziwił się Pedro, wchodząc do kuchni i wyciągając dwa zimne piwa z lodówki, pod niezbyt zachwyconym tą czynnością spojrzeniem Alex.-Chodź do salonu.
Zaprowadził kumpla do pomieszczenia, wyłączając telewizor emitujący jakiś program o narciarstwie freestylowym.
Krkic odgarnął wpadająca mu do oczu grzywkę i sprawnym ruchem otworzył piwo.
-Na zdrowie.
Spełnili toast, w milczeniu smakując zimny płyn.
-Dobre.
-Bo to Peroni-zaśmiał się Kanaryjczyk.-Mów, co cię do mnie sprowadza, Bojan. Przecież ci tędy nie po drodze do domu.
-Miałeś rację z tymi fajkami. Rozmawiałem z Juniorem.-wydusił z siebie na jednym oddechu, uciekając wzrokiem w bok.
-I co?-spokojnie zapytał Pedro.
-Wyjaśnił sobie sprawę z kolegą. No i ze mną też. Pedro, czy to naprawdę aż widać, że nie umiem wysłuchać własnego syna?
Rodriguez zawahał się chwilę, próbują w myślach ułożyć sobie, jak najprościej to wyjaśnić.
-Nie tyle, że widać. Wy po prostu ze sobą nie rozmawiacie normalnie. Nie, inaczej! Chodzi mi o to, że... nie umiecie porozmawiać tak szczerze, jak facet z facetem. Macie takie same charaktery, jesteście tak samo uparci. Nie potraficie się wysłuchać nawzajem.
-Co mam zrobić?! Nie zmienię przecież swojego charakteru. Ani Juniora.
-Nie zmienisz-zgodził się przyjaciel, z uwaga patrząc na Bojana, studiującego napisy na puszce piwa.-Ale możesz próbować wysłuchać tego, co mógłby ci wyjaśnić Junior, gdybyś tego chciał. Nie zawsze musisz postawić na swoim.
-Lea jest w tym lepsza...
-Tak jak Alexandra, bo to kobiety. Co nie znaczy, że my nie potrafimy. Umiemy to, ale nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której rację ma ktoś inny, niż my. Trzeba próbować.
-Jesteśmy jak szefowie mafii-zaśmiał się Bojan-Liczy się tylko nasze zdanie.
-No właśnie. A nie zawsze jest to dobre rozwiązanie.
-Mówiłam ci, Pedro, nie chcę słyszeć nic o gangsterach!-dobiegł ich z kuchni głos Alexandry.
Po obiedzie, jak zwykle przygotowywanym przez reprezentacyjnego dietetyka i kucharza w jednym, cała La Roja w radosnych nastrojach rozbiegła się po swoich pokojach, pędem przygotowując się do podbijania nieodległego Gdańska. Niemal każdy był już umówiony ze swoją drugą połówką, przyjaciółmi, czy rodziną. To było, musiało być wspaniałe popołudnie, a potem wieczór.
Pedro wyjechał windą na swoje piętro z Busim i siostrami Iniesty. Dziewczyny były lekko przygaszone wydarzeniami po odbytym dzień wcześniej meczu z Irlandią, na prośbę trenera i własnego spanikowanego brata miały nie ruszać się dalej niż kilometr od hotelu. Dzisiaj jednak sam Andres zaproponował im wyjście do będącej w bezpiecznej okolicy dyskoteki.
-Idziecie do tej dyskoteki? Nie boicie się?
-Tylko na chwilę, będą Andres i Xavi.
-I Bojan -uzupełniła z naciskiem Lea, nie lubiąca pomijania swego chłopaka.-I tak musimy wrócić wcześnie, bo Camilla ma przygotować do wysłania relację...
-O wiele bardziej wolałabym robić zdjęcia-westchnęła Camilla-Ale przez tą chorą sytuację do końca Euro zdjęcia robi Miguel. Jakbym się sama nie potrafiła upilnować.
-Cam, nie szalej, pamiętasz jak się wczoraj bałaś?-cicho zwróciła siostrze uwagę Lea.
-To dla twojego dobra, Camilla-objął ją ramieniem Busi z pokrzepiającym uśmiechem-I tak masz duży wkład w prasową stronę Euro. Lepiej teraz przecierpieć, niż potem żałować.
-Wiele mundiali i Euro przed tobą-Pedrito uzupełnił wypowiedź Busiego.-Rozchmurz się, Cam i przybij żółwika!
Szatynka nie mogła się powstrzymać od uśmiechu i lekko stuknęła zwiniętą dłonią w smagłą dłoń chłopaka.
Wyszli z windy i skierowali się do swoich pokoi, po drodze wymieniając jeszcze jakieś mało istotne uwagi. Busi wyjaśnił, że mieli iść z Davidem Silvą do kręgielni, ale może wstąpią do tej dyskoteki. Im większa obstawa, tym lepiej, dodał. Chyba już cała reprezentacja czuła się odpowiedzialna za te dwie Hiszpanki.
-A ty, Pedro? Co będziesz robił?-Camilla, już w lepszym humorze, pchnęła drzwi swojego pokoju i popatrzyła pytająco na Kanaryjczyka.
-Ja? Eee... Jeszcze nie wiem, mam dwie zaległe rozmowy telefoniczne-wyjaśnił zmieszany-a potem? Pewnie będę was szukać w tańczącym tłumie.
Roześmiali się całą czwórką.
-W takim razie, do zobaczenia na parkiecie!-Lea pomachała ręką i zniknęła za drzwiami pokoju.
Miłość składa się z małych szczęść, z drobnych uśmiechów i gestów.
Dawny Pedro kuchnię omijałby szerokim łukiem, woląc zdecydowanie bardziej siedzieć z kumplem i piwem w ręku. Co ta miłość z człowiekiem robi, pomyślał Kanaryjczyk, poprawiając zakasay rękaw, żeby nie ubrudzić go przewracaną na patelni rybą. Alexandra poprosiła go o pomoc w przygotowaniu obiadu, jako, że mieli spadłego nagle z nieba gościa w postaci Bojana Krkicia i zapotrzebowanie na obiad stało się natychmiastowo niezbędne. Wykończony treningiem dwudziestu wcielonych diablątek, znanych ogólnie światu jako Barca C, zmusiło go do szantażu, żeby w końcu dostać obiad.
Dlatego Pedro grzecznie stał w kuchni, kończąc smażyć filety z dorsza.
A może dlatego, że nieopatrznie wymknął mu się podczas rozmowy z Bojanem temat gangów? To było możliwe. Alex wbrew pozorom tak bardzo się nie zmieniła od pamiętnego lata 2012 roku.
Mogła to być jej słodka zemsta na niesfornym mężu.
-Pedrito, przeczytaj mi jeszcze raz składniki do tego sosu! W tej książce na stole.
-Dobrze.-przerzucił sprawnie na talerz ostatnią rybkę i wyłączył gaz. Wytarł ręce w ścierkę i otworzył książkę. Zrobił to jednak na tyle niezdarnie,że spomiędzy kartek wypadła mu na podłogę mała żółta karteczka. Schylił się i podniósł ją. Wyprostował zagięte brzegi i z zaskoczeniem odcyfrował nieco zatarty już napis. Zerknął na niczego nieświadomą Alex.
-Czekolada.
-Co? Jaka czekolada?-spojrzała na niego ze zdziwieniem.-O ile pamiętam, nie było mowy o czekoladzie.
-Czekolada Ruizów.-pomachał je przed oczyma żółtym papierkiem.-Z najlepszymi życzeniami. Nie wiedziałem, że to jeszcze masz.
-Ach.-głos Alexandry zmiękł lekko.-Wydawało mi się, że to wyrzuciłam wtedy.-Bąknęła, próbując zamaskować zawstydzenie.
-Kogo ty próbujesz oszukać, kobietko-zaśmiał się Pedrito, przytulając się do niej od tyłu. Cmoknął ją w policzek.-Ta karteczka ma już szesnaście lat. Kocham cię już od szesnastu lat i przez następne szesnaście to się nie zmieni.
-Tylko szesnaście?-mruknęła Alexandra, odgarniając jasne włosy z twarzy i patrząc ukochanemu mężczyźnie w oczy koloru orzechowej czekolady. Takiej, jak wtedy dostała.
-Więcej-pocałował ją z całym uczuciem-Pięćdziesiąt. Sto. Całą wieczność...
-Przypominam wam, że jestem głodny! Nie migdalcie się tam, ja chcę coś zjeść! Nie wiecie co to znaczy trening z Barceloną C-zaprotestował z salonu Bojan.
-Jak jesteś taki głodny, to chodź nam pomóż! A ty, Pedro-zaśmiała się-przeczytaj mi wreszcie ten przepis!
Kanaryjczyk niechętnie odkleił się od swojej żony i zerknął do książki.
-Śmietana?
-Uch! Wiedziałam,że czegoś nie mamy!
Pedro zakończył rozmowę ze swoją rodziną, dosłownie z całą rodziną, bo telefon na Wyspach Kanaryjskich przeszedł w trakcie tego połączenia z rąk do rąk. Od rodziców poprzez starszego brata Jonathana i jego dziewczynę. W końcu mógł odłożyć komórkę i z o wiele lepszym niż wcześniej humorem, zastanowił się, co dalej robić.
Busi dawno już wyszedł, zgarnięty przez Silvę. Zza ściany też nie dobiegały żadne dźwięki co oznaczało, że tercet Iniestów wraz z nieodłącznymi Xavim i Bojanem, również poszedł się bawić. Wszyscy zabrali się pewnie jednym z dwóch dostępnych autokarów.
W sumie, dyskoteka również jemu nie zaszkodzi.
Poderwał się do pozycji stojącej jednym skokiem i skierował się do torby, w celu wybrania jakiejś wygodnej koszulki i bluzy. Chwilę później był już gotowy i mógł iść szukać przyjaciół.
Wyszedł szybkim krokiem w chłodną polską noc, z trzaskiem zamykając za sobą przeszklone drzwi hotelu. Złapał stojącą niedaleko taksówkę i pojechał do celu. Miał naprawdę dobry humor.
Znalezienie prawidłowego adresu, widniejącego na otrzymanym od Silvy smsie nie sprawiło mu większych problemów. Dyskotekową muzykę słychać było już z daleka. Zapłacił kierowcy, dorzucając do tego autograf i wyskoczył z samochodu.
Już miał wejść do środka klubu, gdy zadzwonił mu telefon i przystanął w połowie drogi, by go odebrać.
-Halo? Nie słyszę cię!-krzyknął do rozmówcy i odszedł jeszcze dalej, by cokolwiek słyszeć. Leniwym krokiem podszedł do ławeczki skrytej w cieniu kilku drzew i słuchając potoku słów kolegi z Kanarów, zaczął obserwować ulicę.
Było spokojnie, mimo, że obok stała tętniąca życiem dyskoteka.Czasem ktoś przeszedł ulicą, ale na szczęście go nie rozpoznano, siedział w cieniu i prawie nic nie mówił do telefonu. Kto by się spodziewał hiszpańskiego skrzydłowego pod gdańską dyskoteką.z
-Dobrze, Carlo, odwiedzę cię, jak wrócę do kraju spokojnie. Nie, nie wiem, czy będę grał w następnym meczu.-krótko odpowiedział na monolog kumpla, przewracając oczami i chcąc zakończyć rozmowę. Chciał się jeszcze trochę pobawić! Z dyskoteki wyszło parę osób, ale wśród nich nie było jego przyjaciół. Odeszli w przeciwną stronę. Za chwilę zobaczył trzy dziewczyny przed budynkiem, z czegoś się śmiały, głośno rozmawiając.
Chwila. Rozmawiały po hiszpańsku. Poznał Camillę po wysokim, długim kucyku i torebce. Gdzie był Iniesta?! Miał zamiar im pomachać, ale natrętny kumpel o coś go właśnie zapytał, więc musiał się skupić na odpowiedzi. Kątem oka zauważył mężczyznę podchodzącego do koleżanek i coś do nich mówiącego. jedna z dziewczyn weszła w kręg światła i Pedro ujrzał jasnoblond włosy. Alexandra.
-Chyba nigdy się od niej nie uwolnię-wymamrotał, zapominając, że trzyma w ręce telefon. Usłyszał zdziwiony głos przy uchu i się zdenerwował.-Wybacz, nie mam teraz czasu,zadzwonię później, cześć!
Wstał, widząc minę Lei. Domyślił się, że nie jest dobrze. Przeklął, zastanawiając się gdzie jest Iniesta.
W tym samym momencie zrozumiał kilka rzeczy.
Dziewczyny nie są bezpieczne. Jest z nimi na dodatek Alexandra, którą nieznajomy własnie popchnął.
Kanaryjczykowi coś przewróciło się w żołądku.
-Nie pozwalaj sobie-warknął, ruszając szybciej przed siebie. Zachodził grupkę od tyłu, już mógł usłyszeć co ten idiota mówił.
-Znów się spotykamy, nie uważacie, że jesteście mi coś winne? To przez was Niewiarski siedzi w więzieniu! Jeżeli chcecie, żebym zostawił waszego braciszka w spokoju, to może wezmę na cel któregoś z waszych chłopaków, może kolegów? A może waszą śliczną koleżaneczkę?-złapał za ramię Alexandrę, która zupełnie nie rozumiała o co chodzi. Zaskoczona patrzyła na bezsilną Camillę, na której twarzy była złość, że to przez nią nikt z najbliższych przyjaciół nie jest bezpieczny. Cholerny Niewiarski...
-Co tu się dzieje? Puść ją pan, co ci dziewczyna zrobiła?-odezwał się zza pleców mafiosa Pedro, z największym spokojem na jaki było go stać.
-O, proszę, kolejny z twoich przyjaciół mi się napatoczył. Może jeszcze ktoś przyjdzie, to was zostawię w spokoju. Oczywiście, oni mi za to zapłacą- cyniczny uśmiech wypłynął na twarz Zielińskiego-uziemiłyście mojego szefa, a to jest karalne, Przykro mi dziewczynki! Przypatrzcie się dobrze waszej przyjaciółce i temu piłkarzykowi, bo ich więcej nie zobaczycie.
Poklepał Rodrigueza po łopatce, a raczej chciał to zrobić, bo chłopak mu się wywinął. Popatrzył na Alexandrę.
-Zostaw ją.
-Bo co mi zrobisz?-zaśmiał się mu w twarz Zieliński, wciąż trzymając Alexandrę za rękę. Drugą sięgnął pod marynarkę, jakby coś chciał wyciągnąć.-Nic. Jesteś bezbronny, a gołymi rękami nic nie osiągniesz, chłopczyku.
Pewnie pistolet, przemknęło przez głowę Pedro.
-Puść ją, ty draniu! - wrzasnął, widząc, że mężczyzna niewiele sobie z jego słów robi.
Może był szczupły, ale miał jakieś mięśnie i nie był w tym starciu bez szans. Zacisnął pięści.
-I co zamierzasz zrobić, chłopczyku? Będziesz ratował tą idiotkę?-zadrwił sobie gangster. Rodriguez poczuł gorąco na policzkach. Mógł znieść obrażanie własnej osoby,wielu epitetów się nasłuchał na meczach, ale kobiety w jego obecności nie będzie obrażał nikt. Nie będzie obrażał Alexandry.
Niewiele myśląc, zamachnął się i wycelował pięścią prosto w nos tego frajera.
-Ty dupku-wycedził, poprawiając jeszcze raz, a potem poczuł tępe uderzenie w brzuch.
Odskoczył, widząc jakieś ciemne plamy przed oczami, ale z zadowoleniem skonstatował, że Alex już była za Camillą i razem z Leą odsunęły się nieco z pola rażenia. Jak na złość ujrzał wychodzącą właśnie z dyskoteki Isabel z Jonathanem..
-ZJEŻDŻAJCIE STĄD!-wrzasnął, w ostatniej sekundzie unikając ataku wściekłego Zielińskiego, który nieco otrzeźwiał i ruszył na niego. Przygotował się do oddania ciosu, mając nadzieję, że Isabel się wycofała. I dziewczyny też. Poczuł ból pod żebrami i zapadła nagła ciemność.
-Pedro? Odezwij się. Żyjesz?!
Z wysiłkiem otworzył oczy i ujrzał nad sobą skośne oczy Silvy. To znaczy, że jeszcze żył.
Chwilę później przypomniał sobie wszystko, co się stało i natychmiast odzyskał przytomność.
-Silva, pomóż mi wstać, nie zamierzam leżeć na... ulicy?-zdziwił się lekko-gdzie jest ten dupek?
-W areszcie. Zadzwoniliśmy po policję. Własnie pojechali, wszystko już w porządku.
-Kto zadzwonił po policję?-wymamrotał, próbując wszystko sobie ułożyć w obolałej głowie.
-Ja-złapała go pod ramię z drugiej strony Camilla i odeskortowali go z Silva do autokaru-Chciał dzwonić Andres, ale nie chciałam go mieszać w składanie zeznań i tak dalej.. oficjalnie nie mają nic z tym wspólnego. Wybacz Pedro, ale ty pewnie będziesz musiał pojawić się na komisariacie.
-Pewnie, w końcu go pobiłem-mruknął.
-W obronie własnej, nic ci nie grozi-uspokoiła go.
-Chciałbym wiedzieć, gdzie był wasz kochany braciszek-spiorunował wzrokiem Iniestę-Miałeś ich pilnować!
-Spokojnie!-Silva przytrzymał go, wyrywającego się do przyłożenia Andresowi.-Lei zrobiło się słabo, więc na chwilę wyszły. Andres wtedy był po drinki z Xavim, a Bojan ... Bojan był na parkiecie. Zbieg okoliczności-wytłumaczył mu.
-Chrzaniony zbieg okoliczności-prychnął Pedro, siadając ostrożnie na jednym z siedzeń po oknem. Wszystko go bolało. Podniósł głowę i natrafił na spojrzenie Alexandry. Odczuł gigantyczną ulgę, widząc, że jest cała i zdrowa. Patrzyła na niego ze... strachem?
-Nie gap się tak, Alex, proszę cię. Nie widziałaś nigdy poobijanego faceta?-jęknął, zastanawiając się jak bardzo źle wygląda.
-Dziękuję-podeszła do niego z mokrymi chusteczkami i z wahaniem mu je podała.
-Za co?-podniósł brwi-uratowałem cię, bo dobrze mieć kogoś, na kim można naostrzyć swoją ironię, Busquets już się na to nie łapie.
-Pedro... powstrzymaj się raz od tej ironii.-usłyszał jej głos, a potem zdziwiony poczuł, że go przytuliła. Coś trzeba powiedzieć, pomyślał. Ugh. Nagle odnalazł odpowiedzi na wszystkie pytania. Jedną odpowiedź. Ona nią była.
-Cieszę się, że jesteś cała, blondynko.
____________________
Napadła mnie wczoraj wieczorem wena, a dziś skończyłam :) Rozdział mdły i sentymentalny, obawiam się, że wątek kryminalny jest tak naiwny, jak tylko może być. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia-pisać.
W sumie ten rozdział lubię :) Nawet jeśli Pedro nie jest tak ironiczny jak zawsze... Ale jest go dużo, a tak bardzo za nim tęskniłyście ;P Ulubiony przez was wątek czekolady znalazł się i tutaj, więc się delektujcie :P
Trzymajcie się dziewczyny:) Pozdrawiam,
graffiti.
Dobra przeczytanie teraz musze wymyślić coś twórczego.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten rozdział. Lekko się go czyta, ale to dobrze. I wracamy do wątku kryminalnego. Pedro bijący się pod klubem z mafiosą, Alexandrze na pewno zmiękły kolana widząc, że robi to w jej obronie.
Wątek czekolady - ajj jakie to słodkie, że ona w dalszym ciągu ma tą karteczkę.
Pogubiłam się tylko w jednej kwestii. Córka Pedra i Alexandry ma 17 lat, a karteczka dołączona do czekolady 12? Czy to możliwe?:P
W ogóle podoba mi się pierwszy akapit. Jest niesamowity. Ma w sobie jakąś magię. Nie umiem jej opisać, ale przyciąga na prawdę mocno.
hah też zwróciłam uwage na wiek karteczki(:
UsuńAleto tylko świadczy o sile uczucia Pedro i Alex, u zakochanych wszytsko jest możliwe (:
Nie mów, że rozdział jest mdły, bo to nieprawda. A sentymentalność to bardzo fajne uczucie:)
OdpowiedzUsuńLubię tą łatwość, z jaką przeskakujesz z czasów obecnych do wcześniejszych, wykorzystując do tego jakiś z pozoru niewinny przedmiot, wydarzenie, informację. Wszystko sie ze sobą fajnie zazębia tworząc logiczną całość:) Poza tym już naprawdę zapomniałam, jak bardzo rozbrajający jest Twój Bojan. W poprzednim opowiadaniu to była moja zdecydowanie ulubiona postać:) Cieszę się, że przywracasz go tutaj:D
A co do wątku kryminalnego to moim zdaniem był wystarczająco dramatyczny. Szczególnie jego zakończenie, zły bandyta trafia za kratki, bohaterski Pedrito w ramiona Alex i wszyscy są zadowoleni:) Coś czuję, że w następnych częściach będzie więcej wątków rozwijającej się miłości tej dwójki:)
Awwww uroczy rozdział :) Narzekałyśmy na brak Pedro, a tutaj cały rozdział jego xD Bardzo przyjemnie się czytało te "obecne" czasy. Zmordowany Bojan :D Ciekawe co takiego mu dzieciarnia zrobiła ^^
OdpowiedzUsuńMotyw z czekoladą jest słodziutki :)
Podobnie jak Nat, uwielbiam pierwszy akapit. Nie wiem dlaczego, ale podobał mi się najbardziej. Może oprócz tego porównania do orzeszka z Epoki Lodowcowej xD
Wątek kryminalny dosyć drastyczny... Ale skończyło się nie najgorzej :)
Aaaa! Rozpieszczasz nas tymi rozdziałami! (:
OdpowiedzUsuńJak ja w ogóle śmiała mieć coś do Pedro...
po tym co teraz zrobił to ahhh...
W ogóle cały rozdział świetny! I nie mów że nie! Nawet wątek kryminalny nie niszczy tej słodkiej atmosfery (:
Aina... to w ogóle... w ogóle no taka córeczka po słuchaniu rocka musiała sie stać haha :D
Moja ukochana Valeria nawet! Ciekawa jestem na kogo wyrośnie (:
Ojjj Bojan, Bojan..ten to zawsze jakieś kłopty, mniejsze lub wieksze (: I biedny pomijany przez kolegów (:
Mam nadzieje ze wena znów cie tak natchnie! ALbo lepiej mi troszke pożycz!(:
Nadrobiłam zaległe dwa odcinki.
OdpowiedzUsuńAleż się kryminał zrobił. Podoba mi się to. Dużo się dzieje i w szybkim tempie.
Biedny Pedro zarobił kilka ciosów. Ale podziwiam odwagę, że stanął w obronie Alex. Słodziak...