Z niezbyt ciekawą miną wszedł do mieszkania Bartry. Zamknął z lekkim trzaskiem drzwi i zaczął ściągać kurtkę. Czuł na sobie badawczy wzrok Marc'a. Doskonale wiedział, co jest jego przyczyną. Najwyraźniej Lorenzo wciąż był w tym mieszkaniu. Ściągnął jednego buta i spojrzał na przyjaciela.
-Nie przyglądaj mi się tak.Jest tu jeszcze Lorenzo?
-Yy, no tak, jest.-Marc chyba się lekko przestraszył zmienionej, złej miny Jonathana, bo złapał go za rękaw.-Nie idź nigdzie, bardzo cię proszę. Kiedyś chyba musicie porozmawiać!
-Gdzie on jest?-Dos Santos ściągnął drugiego buta i ustawił oba przy ścianie.-Chyba go nie wpuściłeś do jej pokoju?!
-Jonathan, daj spokój...
-Wpuściłeś, czy nie?-Dos Santos był gotów bronić jak lew wstępu do dawnego pokoju Isabel, więc Marc pokręcił głową i zerkając do kuchni, odpowiedział ściszonym głosem.
-Nie, nie wpuszczałem, bo o to nie prosił. Aż tak ci to przeszkadza? Ja wiem, że się nie lubicie i rozumiem dlaczego, ale może dasz mu szansę na wyjaśnienie?
-Bartra, bo sobie stąd pójdę-jęknął Dos Santos-Właściwie nie wiem,bo co tu przyszedłem. Naprawdę nie wiem o czym z nim miałbym rozmawiać.-dokończył gorzko, czując jak coraz bardziej wzbiera w nim zapiekły od lat żal i pretensje do Lorenzo. Nie potrafił spokojnie się zachowywać, widząc go w pobliżu. Co prawda, nawet nie próbował, bo wiele czynników się na to złożyło. Nie była to tylko i wyłącznie meksykańska natura Jonathana.
-Marc, posłuchaj mnie.-zaczął znowu Bartra.-Wiem, o co ci chodzi, ale popatrz na to z innej strony. Z jego strony. Poza tym, przypomnij sobie, kto namiawiał Isabel, żeby dała bratu szansę? No kto?
Zabolało. To był celny strzał, bo perfidny Marc trafił w samo sedno. Tak. I miał rację, bo to właśnie Dos Santos we własnej osobie spędził wiele godzin, próbując przekonać Isabel do zakończenia tego sporu. Sam nie lubił mieć niedomkniętych spraw, a ta, choć nie jego przecież, również ciążyła mu na sumieniu.
Sam miał brata, który tak jak on grał w piłkę. Ale nigdy nie stracili ze sobą kontaktu. Nigdy piłka nie stanęła ponad ich relacjami. Dlatego tak bolało go zachowanie Jorge, który dojrzałością się wtedy nie popisał.
-Ja naprawdę chciałbym ci jeszcze raz wszystko wyjaśnić.-W drzwiach kuchni pojawiła się niewysoka, ale doskonale Meksykaninowi znana sylwetka Jorge Lorenzo.
-Ty chyba sobie kpisz...-zaczął Jonathan, czując bolesne ukłucie w sercu. Nie spodziewał się, że aż tak to będzie bolało. Poza tym, zorientował się, że wciąż posiada sumienie i właśnie w tej chwili mu o sobie przypomina.
-Jonathan, proszę cię! Zrób to chociaż dla mnie.
Odwrócił się, obrzucając uważnym spojrzeniem twarz Bartry. Najlepszego przyjaciela. Właściwie prawdziwego brata Isabel.
-Dobrze. Ale wiedz, że robię to tylko i wyłącznie dla ciebie.
-Dziękuję.
-Dobrze, a więc plan na Chorwację jest taki...-zaczął del Bosque, wpatrując się uważnie w twarze swoich piłkarzy, zgromadzonych wokół niego w idealnym kółeczku. -Jeszcze raz przypominam, że w pierwszym składzie wychodzą Casillas, Alba, Pique, Ramos, Arbeloa, Alonso, Busquets, Xavi , Silva, , Iniesta i Torres. Reszta na ławce. Pamiętajcie, że liczę na spokojną grę. Nie musimy wygrywać wysoko, ale trzeba pokazać swoją dominację na boisku. Liczę na was.
-Czyli jednak gramy z dziewiątką-mruknął Bartra.-Miło widzieć Albę od pierwszej minuty.
-W końcu przechodzi do Barcelony?-zainteresowała się Isabel.
-Wygląda na to, że tak.
Siedzieli na ławce, obserwując trening pierwszej drużyny przed meczem. Tym razem był to lekki rozruch, żeby zawodnicy nie przeładowali mięśni ciężkimi ćwiczeniami, mogącymi skutkować w wieczornych rozgrywkach.
Trening był zamknięty dla dziennikarzy i widzów, oni jednak mieli wstęp, bo byli w końcu nieoficjalną częścią drużyny. Przyjechali z nimi, mieszkali w tym samym hotelu...
Piłkarze zakończyli właśnie rozgrzewkę i dzielili się na dwie grupy.
-Haha, w dziadka będa grać-zaśmiał się Jonathan z satysfakcją.
-Fajnie! Też grałam na wf-ie w szkole...-przypomniała sobie z uśmiechem Isabel, a potem odkaszlnęła.
-Isabel?-Bartra przyjrzał się jej zaniepokojony.
-Wszystko okej-uśmiechnęła się i przytuliła się do ramienia brata.-Nie wyspałam się dzisiaj w nocy.
-Bo gadałaś cały czas z Jonathanem! Myślisz, że nie słyszałem?
Dos Santos zachichotał cicho.
-Jasne, że słyszał. O drugiej w nocy dostałem poduszką, żebym się uciszył. Marc nawet przez sen ma wyjątkowego cela!
Wtedy sobie uświadomił, że śmiechu Isabel mógł słuchać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
W kuchni Marc'a Bartry była tak gęsta atmosfera, że można było ją spokojnie pokroić nożem. Jonathan siedział przy stole z zaciętą miną, patrząc na usadowionego naprzeciwko Lorenzo, który spuścił własnie głowę. Między nimi był Bartra, który, będą między młotem a kowadłem, nerwowo bawił się swoim kubkiem. Jonathan zerknął na niego, czując, że jest mu nieco szkoda przyjaciela, mimo, że na własne życzenie dostał się w to pole elektryczne przerzucone między dwoma jego gośćmi. Przeniósł wzrok na zamilkłego nagle Jorge.
-Tylko tyle? Chcesz mi powiedzieć, że uznałeś, że kolejne konkursy Grand Prix są ważniejsze niż siostra?
-To nie tak, źle mnie zrozumiałeś...
-Przeciwnie, zrozumiałem bardzo dobrze. Najpierw to była twoja pasja, potem, sposób na zarobienie dla siebie i rodziny, w tym siostry, którą obiecałeś się zaopiekować, a później to wszystko zeszło na drugi plan bo zachciało ci się więcej wygrywać! Sam wiem, jak to jest, gdy się trafi w karuzelę zwycięstw, jest presja kolejnych trofeów. Ale nie zapominam o rodzinie! A ty najwyraźniej to zrobiłeś. Uważasz, że to było fair, że zostawiłeś siostrę w domu i miała cię tylko przez telefon, a potem już nawet nie dzwoniłeś? Uważasz, że to było okej? Miałeś się nią zaopiekować, a nie zapewnić tylko wyżywienie i mieszkanie! To są dwie różne sprawy!!! Dziwisz się, że uciekła?
-Naprawdę chciałem być przy niej! Jednak sporty motorowe to jazda po całym świecie, nie dało się inaczej...
-To trzeba było ją ze sobą zabrać. Najlepsze rozwiązanie.-Jonathan uciął sprawę bezlitośnie.-Masz coś jeszcze na swoją obronę?
-Szukałem jej później...
-To dziwne, bo w takim razie marnie szukałeś, skoro znalazłeś ją dopiero po kilku latach, w całkiem oczywistym miejscu, a właściwie to ona znalazła ciebie.
Lorenzo umilkł.
Jonathan wbił wzrok w blat stołu, chcąc się uspokoić. Sam nie wiedział, dlaczego kiedyś chciał, by Isabel się z nim pogodziła. Może dlatego, że pragnął, żeby była szczęśliwa? Możliwe, sam jednak nie potrafił przejść obojętnie obok kwestii porzucenia siostry przez Jorge. To za bardzo bolało. Ze względu na nią.
-Chcesz coś do picia, Jonathan?-Marc wstał od stołu, podchodząc do czajnika.
-Może kawy.
A może powinien mu to wybaczyć?
Jonathan wyciągnął z torby hiszpańską koszulkę reprezentacyjną z numerem szóstym. W końcu pomocnicy powinni się wspierać. Założył ją i wygładził, szczerząc się do lustra.
-Ty, Dos Santos, nie pomyliłeś krajów?-zaśmiał się ze swojego łóżka Bartra.
-Jakbyś nie wiedział, że też mam obywatelstwo hiszpańskie - prychnął Jonathan i wyprężył się z dumą jeszcze bardziej.
-Uważaj, bo pękniesz z tej dumy! Ale widzisz, grasz dla Meksyku.
-Bo to moja pierwsza ojczyzna. Wstawaj, leniu, nie będziemy na ciebie czekać! - pociągnął Marca za nogę, chcąc go zrzucić z łóżka.
-Jego pod przymusem z łóżka wyciągnie jedynie wybuch trzeciej wojny światowej-ostrzegła go z łazienki Isabel, czesząca tam spokojnie wilgotne jeszcze włosy.
-A są jakieś tajne sposoby?
-Hmm, ja mam jeden...-Isabel odwróciła się od lustra i z rozbawieniem spojrzała na Jonathana-Po prostu musisz...
-ISABEL, STOP! Ja ci nie pozwoliłem na ujawnianie moich tajemnic!
-A czy ja cię prosiłam o pozwolenie? Chodź, Jo, zdradzę ci wielką tajemnicę.
Dos Santos pokazał Bartrze swój różowiutki język i powędrował do Isabel. Bartra mógł zobaczyć jedynie jego plecy z żółtym numerem między łopatkami i śniadą rękę obejmującą Isabel, która, chichocząc, przekazywała mu tajne sposoby na Marc'a Bartrę.
-Wyrodna siostra-mruknął, mimo wszystko nie mogąc nic poradzić na to, że się szeroko uśmiechnął na ten widok.
Jonathan odwzajemnił uśmiech, prezentując białe zęby.
-Wy się serio bardzo lubicie-odezwała się Isabel-i bardzo dobrze.
-Pewnie, że tak.-Przytulił ją lekko Jonathan.-Zbieraj się, bo musimy wychodzić niedługo.
Isabel przytaknęła, kończąc szczotkowanie włosów.
Jonathan zmierzwił jej włosy, niszcząc to, co rozczesała i wyszedł w poszukiwaniu swoich wyjściowych adidasów.
Przechodząc obok lustra w pokoju, zauważył radosny błysk w swoich brązowych oczach. Dawno takiego nie miał.
-Co jeszcze chcesz mi powiedzieć? To, że zdawałeś sobie sprawę z tego, że źle zrobiłeś, ale nie próbowałeś nawet tego naprawić? Kariera nie jest w życiu najważniejsza, Jorge. Bałeś się? Możliwe, ale trzeba było spróbować ten strach pokonać. Nawet nie umiesz się obronić. Zawiodłeś mnie już dawno temu, Lorenzo.
Jonathan wstał od stołu i zgarnął w przedpokoju swoją kurtkę.
-Jonathan, czekaj, ale..
-Przepraszam, Marc. Naprawdę chciałem z nim sobie to wyjaśnić. Wybacz, chyba nie potrafię.
Nie zatrzasnął drzwi.
Wyszedł cicho, bez słowa, jak złamany psychicznie wrak człowieka. Jak ktoś, kto stracił właśnie ostatnie złudzenia.
Mecz z Chorwacją zbliżał się ku końcowi, a na tablicy wciąż wyświetlał się bezbramkowy wynik. Piłkarze biegali po boisku, przerzucając piłkę między sobą i próbując prześlizgnąć się do bramki. Trybuny były wyjątkowo spokojne, co jakiś czas komentowano niektóre odważniejsze zagrania.
Niewiele ciekawego się działo.
Zgrana paczka dopingująca Hiszpanów, w stałym składzie Lea, Monica, Alexandra i Isabel ze swoimi dwoma "ochroniarzami" (jak ich ochrzciła Lea), ulokowała się w zwykłym miejscu w sektorze dla gości.
-Hej, hej! - Pomachała im Camilla, lawirując między kibicami z dwoma butelkami wody. Trener del Bosque nie pozwolił jej jeszcze robić zdjęć, więc kibicowała z przyjaciółmi z trybun. - Patrz! - klapnęła na siedzenie obok Lei, oddając jej wodę i wyciągnęła z torebki gazetę. Siostra rozłożyła zwinięty w rulonik papier i obejrzała pierwszą stronę.
-Co tam ciekawego? O, proszę, "Ostatni z szajki siedzącego w więzieniu N. został aresztowany." Chyba to zostawię na pamiątkę!
-Lea, nie bądź taka, też chcę to przeczytać-Monica i Bartra wyciągnęli swoje łapki z drugiego końca.-Pokaż nam!
Jonathan wziął od Lei gazetę podał przyjacielowi, który natychmiast zabrał się do oglądania zdjęcia na stronie tytułowej, zawiedziony, że tekst jest po polsku.
-Jest coś o Pedro?-zapytała Isabel, związując długie włosy w kucyk.
-Sama zobacz-Marc podał jej tygodnik.
Isabel podziękowała. Po chwili jednak opuściła gazetę na kolana.
-Nie doczytam się-wyjaśniła cicho, widząc pytające spojrzenie Marc'a.
-Mówiłem-parsknął śmiechem Bartra.-Nie próbuj. Ej, co tak zbladłaś?-dodał zaraz potem, widząc nieco bledszą twarz siostry.-Isabel?
-Nic się nie dzieje. Chyba pójdę sobie kupić wodę, bo siostry Iniesta wszystko wypiły-zakończyła wesoło, wstając z miejsca.
-Pójść z tobą? - Marc nie dał się nabrać na pozornie bojową minę siostry.
-Nie, nie, zostań. Poradzę sobie sama.
Jonathan oderwał wzrok od boiska w samą porę, żeby ujrzeć schodzącą po schodkach Isabel i odprowadzającego ją wzrokiem, ze skonsternowaną miną Bartrę.
-Gdzie ona poszła?
-Do sklepu... Zaproponowałem, że pójdę z nią, ale nie chciała.-Może pójdź ty, Jonathan,co-dodał,widząc, że Dos Santos zrywa się z krzesełka.-Na ciebie się nie rozzłości... Ej, uważaj chociaż!
Dos Santos nie usłyszał końcówki wypowiedzi Marc'a, bo przeskakiwał już po trzy stopnie naraz. Gdy dobiegał do zejścia pod stadion, była osiemdziesiąta ósma minuta meczu i upragnionego gola dla Hiszpanii strzelał właśnie Jesus Navas.
W podziemiach, jak je uparcie nazywał, było bardzo chłodno i aż przeszły mu ciarki po plecach. Natychmiast o tym zapomniał bo skupił się na odszukaniu niewysokiej, szczupłej figurki o ciemnych włosach. W barze, pełniącym rolę stadionowego sklepiku, nie znalazł dziewczyny, więc, wiedziony instynktem, skręcił w stronę toalet.
-Isabel?-przez otwarte drzwi zauważył przyjaciółkę, stojąca przed lustrem i szeregiem umywalek. Z torby porzuconej na podłodze wystawała w połowie napełniona butelka wody i białe opakowanie tych lekarstw o dziwnej nazwie.
Odwróciła się nagle, jakby spłoszona. W ostrym świetle mógł zobaczyć, że faktycznie źle wyglądała, gorzej niż rano.
-Isabel, coś się dzieje?
-Nie, nic! Naprawdę-uśmiechnęła się, ale nie za bardzo jej to wyszło. Zaraz potem się skrzywiła.-Ałć.
Jonathan przełknął ślinę i wszedł do pomieszczenia. Objął dziewczynę i mocno ją do siebie przytulił. Zauważył, że dotknęła ręką brzucha, myśląc, że on tego nie widzi.
-Brzuch cię boli? Isabel... Wiesz przecież, że jak coś się dzieje, to masz nam mówić.
-Ale naprawdę wszystko jest w porządku!-zapewniła go-Poza tym, i tak Marc za bardzo się martwi. Ty.. też.-dodała po sekundzie wahania, lekko się czerwieniąc.
-Masz spuchnięte kostki-zauważył, patrząc uważnie na jej zmęczoną twarz.
-To pewnie dlatego, że za dużo chodziłam!-wyjaśniła takim tonem, jakby próbowała przekonać samą siebie, że tak w rzeczywistości jest.
Jonathan pokręcił głową, domyślając się, że jego przyjaciółka usiłuje ukryć to, jak jest naprawdę. Pogładził ją po włosach. Tak bardzo chciał jej pomóc.
Nie potrafił.
Zaraz za blokiem Bartry skręcił na parking, przy którym zostawił samochód. Powinien właściwie wsiąść w auto i pojechać do domu. Był jednak zbyt zdenerwowany by siadać za kółkiem.
Musiał sobie naprawdę porządnie poukładać tą rozmowę, a właściwie sprzeczkę z Lorenzo. Miał wyrzuty sumienia, że zbyt ostro zareagował.
A jeśli on się po prostu pogubił?
Jonathan odetchnął ciężko, zachłystując się zimnym, wieczornym powietrzem i oparł się o czarne audi. Sam się zaczynał gubić w swoich odczuciach. Miał wrażenie, że przeżywa huśtawkę nastrojów, jak, by nie szukać za daleko, jakieś nastolatki w okresie dojrzewania. Czuł się z tym źle i doskonale wiedział, że nie potrafi sobie z tym poradzić. Nie umiał.
-Wujek Jonathan!-ktoś pisnął zza jego pleców.
Wyprostował się i odwrócił. Biegła do niego niewysoka dziewczynka o figurze baletnicy. Uśmiechnął się i złapał ją w pasie, gdy wpadła mu w ramiona, Uniósł małą do góry,co prawda, z niejakim trudem, i się uśmiechnął szerzej.
-Urosłaś, maluchu-zaśmiał się.
-Wujku, mam przecież trzynaście lat-wypomniała mu.-Tak dawno cię nie widziałam!
-Oj, Isabel, wcale nie tak dawno, byłaś przecież na ostatnim meczu, prawda Isabel?
-Pewnie, że byłam! Ładnie grałeś, wujku-pocałowała go w policzek.-Idzie mama!
Dos Santos postawił Isabel na ziemi i uśmiechnął się do nadchodzącej kobiety.
-Cześć, Lea. Co tu robicie?
-Byłam na zakupach i zabrałam dzieciaki, chciały koniecznie kupić jakiś prezent dla Valerii z okazji tego wygranego konkursu i Vogue'a. Idą dzisiaj na imprezę do niej.
-Miło-wyszczerzył się, patrząc z uznaniem na paczkę, którą pokazał mu Pedro Junior, starzy syn Krkiciów.-Podrzucić was do domu?
-Z przyjemnością-uśmiechnęła się Lea.-A ty jak się czujesz, Jonathan? Mam wrażenie, że coś się stało.
-Spotkaliśmy z Bartrą Jorge Lorenzo. Siedzi teraz u niego w mieszkaniu. Byłem tam i... cóż, wygarnąłem mu wszystko, co o nim sądzę. I nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Mam wrażenie, że się wtedy pogubił. Tak jak ja teraz.
-I wciąż chodzi o tą samą sprawę?
-Tak-mruknął Dos Santos, otwierając Lei drzwi Audi-Powinienem mu wybaczyć? Jak myślisz?
-Ja wiem, to trudne,Jonathan. Ale.. ale myślę, że tak.
_____________________
Uff, wreszcie skończyłam. Tak bardzo się starałam, żeby ten odcinek był mądry i wiele przekazywał, że chyba nic z tego mądrego przekazu nie wyszło, tylko myślowy bełkot w głowie Dos Santosa. Ale nie narzekam już :D :D
Z ogłoszeń parafialnych mam tylko jedno, ale naprawdę ważne. W dwóch ostatnich odcinkach sygnalizowałyście mi, że są błędy dotyczące czasu w opowiadaniu. Miałyście całkowita rację i wszystko jest już poprawione. Przez to zmienił się nieznacznie wiek bohaterów, głównie widać to po dzieciakach, więc sprawdźcie sobie jeszcze raz zakładkę "Bohaterowie".
Za pomoc w tej sprawie i wspólną naradę dziękuję Savonie, to znaczy Vi (wybacz, ale ten pierwszy nick mi się strasznie podoba! :D) i ten odcinek jest specjalnie dla niej;* Gdyby nie ty, nie ogarnęłabym tego...Masz (w miarę) wesołego Bartrę, może tak być? :D
Miło mi też, że spodobał się Wam ostatni-skok. Dziękuję, bo to dla mnie ważne ! :)
Pozdrawiam cieplutko!
graffiti
Chyba udało Ci się osiągnąć cel :) Ładnie ukazałaś zacieśniającą się więź między Isabel i Jonathanem, przy okazji nie zapominając o jej chorobie, która cały czas postępuje. Do tego te przemyślenia Dos Santosa... Facet bije się z myślami, nie wie co ma zrobić. Postawiłaś go przed niełatwym wyborem. Z jednej strony Jorge zachował się jak ostatni dupek, a z drugiej minęło już tyle lat...
OdpowiedzUsuńJak dla mnie Dos Santos podchodzi do tego zbyt impulsywnie. Rozumiem, że czuje żal do Jorge za to, że opuścił Isabel, ale przecież on sam chciał, żeby dziewczyna się z nim pogodziła. Jestem ciekawa kiedy Jonathan dojdzie do wniosku, że ona jednak nie była tylko jego przyjaciółką, ale też miłością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nawet nie zdążyłam zdjąć płaszcza hehe siedzę ubrana jak bałwan i czytam Twoje opowiadanie:) To powinno dać Ci choć trochę pojęcie tego, jak bardzo ono mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńA co do tej części, to na pewno nie jest żaden niezrozumiały bełkot. Pamiętam z via-blaugrana, jak bardzo Isabel było ciężko po tym, jak Jorge się od niej odsunął, przecież ona od niego uciekała, nie chciała go widzieć, ani się z nim spotkać po tym, co on jej zrobił, a Jonathan na to patrzył, był z nią w tych trudnych chwilach, więc wcale mnie nie dziwi jego obecne zachowanie. Tym bardziej, kiedy do tej antypatii doszedł jeszcze żal po stracie Isabel, który jest nadal w nim żywy.
Isabel z przeszłości jest taka dzielna. Jak wiele samozaparcia wymaga od chorego człowieka takie zachowanie, uśmiech na twarzy, pomimo bólu, jaki niewątpliwie odczuwała. To smutne i piękne zarazem.
łaaaa zadedykowano mi rozdział *__* Dziękuję!
OdpowiedzUsuńI mam Bartre! Wiem jak wiele bólu go czeka jeszcze dla tego nie wymagam nie wiadomo jakiego wesołka, spokojnie (: A za takiego dziękuje!(: Swoja drogą co to za tajemnica? (: Jeśli łaskotki to znów mamy coś wspólnego (:
Udało ci się napisać mądrze! Naprawdę! Osobiscie w zupełności rozumiem Jonathana bo skoro był tak blisko z Isabel to moze być mu nadal ciężko. Nie dziwie mu się... Każdy ma inny charakter i inaczej coś takiego "nosi" w sobie.
Ale wspaniale sie czyta o tej więzi, trosce i pomocy chłopaków,którą okazuję Isabel. Jonathan... niby 22 latek ale widać dojrzałość (:
Mam nadzieję, ze to Euro nie bedzie ostatnimi miłymi wspomnieniami Isabel... Ale tak jak zauważyła dolenka, postawa Isabel w takiej sytuacji - godna podziwu. Niejeden po diagnozie by sie załamał, położył do łóżka i użalała, a ona.. ile to siły i samozaparcie wymaga od niej...
Mam nadzieje, że kolejny niedlugo, i wena nie zawodzi (:
pozdrawiam!
Isabel wiecznie robi dobrą minę do złej gry. Jonathan się stara,a ta cały czas udaje, że wszystko jest ok. Facet też ślepy nie jest. W obliczu choroby mogłaby zrzucić z siebie maskę zadowolonego człowieka. To nie fair w stosunku do otaczających ją ludzi.
OdpowiedzUsuńA co do relacji Lorenzo - Dos Santos, to Jorge ma to na co zapracował. Zostawił siostrę, a teraz nędznie się tłumaczy. Nie dziwię się Jonathanowi, że gościa nie trawi. Całe szczęście, że mu nie przywalił. Dopiero by było.
Ps. Obietnicy dotrzymałam. W terminie przeczytałam. Wow... nawet w rymy mi się to ułożyło, taka poetka ze mnie :) No i nawet zacna ilość komentarza jest. Robię postępy :)
*love-the-way-you-play
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowość na www.gorzki-smak.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhttp://love-the-way-you-play.blogspot.com zapraszam na nowość:)
OdpowiedzUsuń