Jonathan grał dzisiejszy mecz od pierwszej minuty, dawno tak nie było. Wiedział jednak, że to sprawa wieku i tego, że przychodzą wciąż nowi,młodsi zawodnicy. Jak kiedyś on. Najbardziej cieszyła go myśl, że tak samo dziś powołano jego przyjaciela, Marca Bartrę. Wciąż grali razem!
-Bartra! piłka!-Krzyknął ostrzegawczo, zanim wycelował ją idealnie na stopę Marc'a. Z przodu już biegli Araujo i Sergi Roberto,któremu udało się wyprzedzić kilku pilnujących go zawodników.
Chwilę później Barcelona cieszyła się z gola Araujo. Dos Santos poklepał kolegę po plecach i szybko wywinął się z "kanapki", która zaczęła przypominać już raczej hamburgera. Popatrzył przelotnie na stadion i krzyczących kibiców, ubranych w barwy Katalonii. Uśmiechnął się. Każda drużyna, czy to narodowa, czy klub, każdy stadion miał swój własny czar i swoich własnych kibiców, dzięki którym zyskiwał niepowtarzalność, magię. Trybuny Barcelony były mu bardzo bliskie, wiedział, że na pewno wśród nich siedzą jego znajomi i rodzina, ale także obcy ludzie, którzy życzyli mu dobrej gry, zupełnie bezinteresownie. Magia fanów. To dlatego gra sprawiała taką radość.
Po stadionie poleciała jakaś przyśpiewka klubowa, co mu przypomniało zupełnie inny mecz. Tak, tamtych fanów nigdy nie zapomni...
Potężny głos niósł się ponad stadionem w Gdańsku, a masa ludzi ubranych w narodowe, zielone barwy, ze skupieniem odśpiewywała swoistą pieśń. Jonathan na moment zapomniał o strzelonym przed chwilą golu Cesca Fabregasa i obserwował trybuny naprzeciw swojej.
-Jej-szepnęła obok Isabel i pokręciła głową.-Niesamowite.
Dos Santos uśmiechnął się do niej.
-Dlatego kocham sport, Isabel. W sumie szkoda mi Irlandczyków.
-Myślałem, że jesteś za Hiszpanią?-Wypomniał mu Marc Bartra, obejmując siostrę ramieniem.
-Za kolegami, nie za Hiszpanią-zaśmiał się Jonathan.-Mógłbym być za Irlandią, może by teraz wygrywali.
-Z Hiszpanią? Z Torresem i Silvą?-oburzyła się Isabel.-Weź, Jonathan, nie opowiadaj bzdur.
-Z Andresem Iniestą!-przypomniała o swoim bracie Lea, siedząca po prawej stronie Meksykanina i zdzieliła go pustą już butelką po głowie.
Wesołe przekomarzanie zajęło im ostatnie kilka minut meczu, wygranego miażdżącą przewagą przez Hiszpanów. Zawodnicy właśnie schodzili z boiska, wymieniając się koszulkami i klaszcząc kibicom.
-Chodźmy. Za chwilę się nie dopchamy do wyjścia-Bartra wstał pierwszy.- Dziewczyny, idziecie z nami?
Lea poszukała wzrokiem swojej siostry, która fotografowała dzisiaj mecz.
-Camilla już wychodzi, widzę ją-odezwała się po chwili, przekrzykując hałas.- Monica, Alex?
-Idziemy.-zgodziła się dziewczyna Fabregasa, poprawiając brązowe włosy i przewieszając torebkę przez ramię.-Powoli.
Gęsiego wycofali się do wyjścia, po drodze pokazując plakietki szeregowi ochroniarzy, blokującym zejścia dla Vip-ów.
Chwilę później otoczył ich chłód podziemnych przejść pod stadionem, stanowczo miły po rozgrzanych i dusznych trybunach. Stanęli niedaleko wyjścia, czekając na Camillę.
Jonathan pożyczył Isabel wodę, bo jej własny brat wypił już całą swoją. Ponuro patrzył, jak bierze lekarstwo.
-Dobrze się czujesz?
-Tak-zbyt szybko odpowiedziała. Dos Santos podniósł brwi, niedowierzając.-Dobra, jest mi trochę słabo...-skapitulowała pod jego spojrzeniem dziewczyna.
-Chodź tu.-krótko odpowiedział, wyciągając rękę. Przytulił ją lekko do siebie, żeby miała jakieś oparcie. Zrezygnowanym wzrokiem popatrzył na Bartrę,nagle tak samo zmartwionego. Czuł jak siostra najlepszego przyjaciela lekko się o niego opiera, odgarniając włosy z twarzy. Poczuł waniliowy zapach jej włosów. Po raz kolejny zastanowił się, dlaczego ten lekarz zadecydował, że operacja będzie dopiero za kilka tygodni. Gdyby to od niego zależało, znów się zdenerwował, Isabel już dawno była operowana. No, ale lekarz twierdził, że trzeba ją do tej operacji przygotować. Dlatego brała te lekarstwa. Jonathan cicho westchnął, zastanawiając się skąd Bartra bierze siły na to wszystko. On się nie złościł, podporządkował się całkiem decyzjom specjalisty. Jonathan z bólem stwierdził, że on sam tak nie potrafi.
-Cześć! Viva Espana!- przywitała się Camilla, jak zawsze szykownie ubrana i z nieodłącznym Nikonem w ręce.-Niezły mecz! Zmietli Irlandię jak czołg. Gratulacje, Monica-uściskała dziewczynę Fabregasa i przywitała się z resztą.
-Wracasz z nami do hotelu, Cam?-zapytała Lea.-Po drodze odwieziemy Monicę i Alex.
Camilla zmarszczyła brwi, próbując schować niepotrzebny obiektyw do torby.
-Przepraszam,ale nie mogę. Muszę być na konferencji prasowej. Chyba tyle nie będzie się wam chciało czekać.
-Ja mogłabym poczekać-odezwała się Lea - ale Marc i Jonathan...
-Isabel się źle czuje-wyjaśnił Marc-wybacz Cam. Nie może cię ktoś zastąpić?
-Na tamtym meczu był Miguel-wyjaśniła Camilla.-Ale do konferencji jest jeszcze trochę czasu. Siądźmy chwilkę razem-machnęła ręką na salę za zakrętem.-Napijemy się czegoś. Isabel, tobie to pomoże.
Bez ceremonii wepchnęła wszystkich do przestronnego pokoju ze skórzanymi kanapami i szklanym stolikiem. Sama poszła do baru po jakieś napoje.
-Ładnie tu! -Lea rozsiadła się wygodniej , robiąc jednocześnie miejsce Alexandrze. Monica siadła naprzeciwko koleżanek, a obaj piłkarze z Isabel pośrodku na drugiej sofie.
Jeszcze długo w korytarzach Camp Nou słychać było katalońskich kibiców. Barcelona tłoczyła się radośnie w szatni, wymieniając opinie o meczu, przeciwnikach i wszystkim, co z tym związane. Część szybko się pakowała, chcąc wrócić do domów, reszta się umawiała na oblewanie zwycięstwa.Wszyscy jednak byli bardzo zadowoleni z wygranej.
-Bartra!-idziesz z nami na Ramblas?-przekrzykiwał kolegów Sergi Roberto, zbierający ekipę na balangę.
-Sorry, Sergi, ale nie dzisiaj, obiecuję , że następnym razem pójdę.
-Dlaczego nie dzisiaj? Przecież wygraliśmy-zdziwił się blondyn, ubierając koszulkę.-Araujo?
-Jasne!-odwrzasnął z któregoś kąta bohater meczu.
-Dos Santos? Ej, Jonathan, co ty taki niedzisiejszy?-zdziwił się Roberto, patrząc na wracającego spod pryszniców Meksykanina.-Blady jesteś.
-Nic takiego-mruknął Jonathan, kręcąc głową. Wytarł zmoczone włosy i twarz. Potem zanurkował w swojej szafce i wyciągnął torbę razem z adidasami, jednocześnie upychając tam korki i całkowicie mokry ręcznik.
-Jonathan, na pewno jest ok?-usłyszał Bartrę.-Bo wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
-Bo zobaczyłem. To znaczy, nie ducha, a Lorenzo. Jestem pewien, że na nas czeka przed stadionem.
-Jorge? Czeka na nas? Nie wiedziałem, że był na meczu, myślałem, że pojechał od razu na cmentarz...
-Czyli wiedziałeś, że będzie w Barcelonie? Widocznie nie chce jechać sam. A ja nie mam ochoty się z nim widzieć.-burknął Dos Santos.
Bartra zasunął swoją torbę i poprawił bluzę z klubowym logo. Popatrzył na przyjaciela, ubierającego się w rekordowym tempie. Doskonale wiedział, że Meksykanin był dziś rano na cmentarzu i zamierza tam jechać również teraz. Jak to pogodzić z obecnością Lorenzo, którego chłopak starannie unikał?
-Jorge miał prawo przyjechać, w końcu dzisiaj jest ... rocznica... Dziwisz mu się? -westchnął Marc.
-Nie, no oczywiście. Ale niech się widuje z tobą, ja...
-Jakby nie było, to z tobą tym bardziej powinien się zobaczyć.-zauważył Bartra.-Dlaczego go unikasz?
Jonathan nie odpowiedział, tylko zarzucił sobie torbę na ramię i wyciągnął kluczyki do swojego samochodu. Zamknął dość głośno własną szafkę i bez słowa poszedł w kierunku drzwi. Bartra niemal pobiegł za wychodzącym z szatni przyjacielem, zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania.
-Jonathan?!
-Chcesz wiedzieć? Wciąż mnie boli to, że nie był dla niej dobry. Że jej nie szukał, kiedy uciekła do Barcelony! Do ciebie. To ma być brat? Co z tego, że potem się opamiętał? No co?
-Isabel...
-Tak, wiem! Ale ja nie potrafię tak. Sorry, Marc.
-Mi też nie jest łatwo się z nim widzieć.-przypomniał Dos Santosowi Katalończyk, ściszając głos. Na parkingu zamajaczyła szczupła sylwetka motocyklisty.
-Wiem i dlatego pojadę z tobą.-westchnął Jonathan.
Bartra się uśmiechnął. Ten jego przyjaciel...
Camilla odbierała właśnie butelki z wodą mineralną rozmawiając jednocześnie ze śmiechem z dwoma Irlandczykami stojącymi przy ladzie, najwyraźniej w oczekiwaniu na własne zamówienie. Do sali ci chwilę ktoś wchodził i wychodził, panowała ożywiona atmosfera.
-Twoja siostra ma niezłe wzięcie-zaśmiał się Bartra do Lei, obserwując sytuację.
-Niech no tylko zobaczy to Xavi, ja jej nie będę bronić-zastrzegła Monica.
-Xavi wie, że ona go kocha-odezwała się Lea, częstując się czekoladą od Alexandry.-bardziej zazdrosny może być o tego drugiego fotografa kadry. Miguel jest przystojny. Pyszna czekolada, Alex, skąd ją masz?
Modelka się zawahała chwilę przed odpowiedzią.
-Yhm.. Właściwie to nie wiem-zaśmiała się nerwowo-Po prostu znalazłam ją na mojej torbie. Ale wiem, że jest produkcji najlepszych katalońskich cukierników.
-I tyle? Tak po prostu tam leżała? Żadnego liściku, ani nic?-Zdziwiła się Lea, oglądając opakowanie.
-Liścik chyba był, bo Alex natychmiast go schowała-zdekonspirowała przyjaciółkę Monica.-Ale nie wiemy od kogo.
-Pokaż-wyszczerzył się Bartra, zmuszając Alexandrę do pokazania kawałka papieru. Jonathan z rozbawieniem zaglądnął przyjacielowi przez ramię, zresztą tak samo, jak Isabel i Lea, rezygnując z obserwowania dość młodego mężczyzny z ostrymi rysami twarzy, który podszedł właśnie do Camilli.
-Nie podpisany-mruknął Marc-"Z najlepszymi życzeniami urodzinowymi. Więcej optymizmu, świat nie jest cały zły.". Czekajcie, ja znam to pismo-zmarszczył brwi, a potem wybuchnął histerycznym śmiechem.-Alexandra, na pewno chcesz wiedzieć, kto to pisał? To Pedro!
-Faktycznie-olśniło również Jonathana-on pisze takie "p".
Zmieszana Alexandra ze zdziwieniem wpatrywała się w małą, żółtą karteczkę.
-Ej, co tam się dzieje?-głos Isabel otrzeźwił roześmianą grupkę przyjaciół.
Wszyscy popatrzyli w stronę barku, na zszokowaną Camillę, do której coś mówił tamten mężczyzna ze zjadliwym uśmiechem. Jonathanowi wydało się, że ma twarz typowego przystojnego drania, który wiele skrywa. W pewnym momencie złapał oburzoną dziewczynę za ramię i coś dodał, dużo ciszej.
Lea zbladła i chciała wstać, ale Bartra złapał ją za rękę.
-Zostań, ty niewiele pomożesz.-wstali niemal jednocześnie z Jonathanem i podeszli w tamtym kierunku.
Uprzedził ich jakiś chłopak, który odepchnął tamtego człowieka, coś ze złością krzycząc. Jonathan przyspieszył kroku.
-Camilla, wszystko okej?-popatrzył na odchodzącego drania, a potem na bladą dziewczynę. Pozbierał razem z obrońcą przyjaciółki butelki wody, które wypuściła z ręki.
-TTaak, dziękuję-wyszeptała wciąż zdenerwowana.
-Idź z Marc'iem do dziewczyn-uspokoił ją i odwrócił się do nieznajomego chłopaka.-dzięki za pomoc. Co on mówił? Kto to w ogóle był?
-Sam nie wiem-wzruszył ramionami chłopak-Groził jej , jeszcze znajdzie ją i jej siostrę-wyjaśnił-zrobiłem co mogłem, była przerażona. Tak w ogóle, to jestem Bill.
-Jonathan-uścisnąłem podaną mi rękę.- I jeszcze raz bardzo dziękuję.
Wrócił do stolika, ogarniając wzrokiem całą sytuację. Cała paczka usiłowała uspokoić zdenerwowaną i pobladłą z tego wszystkiego Camillę. Muszę być przewrażliwiony, pomyślał, gdy rzuciło mu się w oczy, że Isabel i tak była od Cam bledsza.
-Czemu on się do ciebie przyczepił? - usiadł na wprost koleżanki i podał jej wodę mineralną.
-Nnie wiem-odezwała się cicho, jakby się bała, ze ktoś niepowołany usłyszy.-Nie wiem jak się nazywa. Ale...-dodała jeszcze ciszej-wiem, kto go przysłał. Sam mi to powiedział.
-Camilla? - Lea uważniej spojrzała na siostrę. - Mi tez się wydawało, że skądś go znam.
-Bo znasz! - jęknęła jej siostra. - To Piotr Zieliński. I proszę, nie zadawaj pytań. Nie teraz! I ani słowa - popatrzyła na nią ze strachem - Powiedział, że nas odszukają, bo same pchamy się do Polski...
-Już kiedyś się dla nas źle skończyło nieinformowanie o takich sprawach - przypomniała jej Lea.-Andres musi wiedzieć. I trener.
-A my?-zaprotestował Bartra, który chyba niewiele z tego zrozumiał.
-Może później, naprawdę nie chcę ws wplątać w coś niedobrego. Musze już lecieć, za chwilę się zacznie konferencja. Lea, wracaj z nimi i nie wychodź z hotelu, proszę cię!-Camilla w pośpiechu zbierała swoje rzeczy z fotela.-wybaczcie mi, do zobaczenia!
-Cam! uważaj na siebie!-zawołała za nią zdenerwowana siostra. Potem popatrzyła na przyjaciół.-Jedźmy do hotelu, proszę.
Patrzył w milczeniu jak Lorenzo ustawia centralnie na środku duży znicz, a symetrycznie po jego bokach dwa mniejsze. Światełka, dość dobrze widoczne mimo, że jeszcze nie zapadł mrok, drgały lekko pod wpływem wiatru.
Obok Bartra ściągnął bejsbolówkę z głowy i odchrząknął. Za chwilę Jonathan z rezygnacją mógł obserwować jak przyjaciel coś cicho mówi motocykliście. Człowiekowi, który powinien być bratem dla Isabel, a nigdy tak naprawdę nim nie był... Jego rolę sto razy lepiej spełniał Marc. I to tak bardzo Dos Santosa bolało. On sam miał brata, ale mimo dużej odległości, jaka ich obu dzieliła, wciąż mieli ze sobą znakomity kontakt.
-Jonathan, pójdziemy już, co?-szturchnął go idealnie pod żebrami Bartra.
-Jak chcecie, to idźcie-burknął nieco obrażony Dos Santos, który obecnie pragnął jedynie żeby Lorenzo zszedł mu z oczu i zostawił go w spokoju. Najlepiej samego.
Usłyszał jakąś niewyraźną wypowiedź Jorge i potem niepewny głos Bartry.
-To...pójdziemy do mnie. Przyjedź później, bardzo cię proszę.
Marc niepewnie poklepał go po łopatce i chwilę później słyszał oddalający się dźwięk żwiru zgrzytającego pod ich butami.
Zbuntowany, prychnął tylko i usiadł na ławce, naciągając rękawy bluzy. Popatrzył na bukiety kwiatów od Hernandezów, Iniesty, Lei i Bojana. Był tu już rano, więc wiedział co jest od kogo. Od niego samego były trzy czerwone róże, tkwiące przy tablicy.
Tyle lat. Dokładnie dwanaście. A on wciąż się z tym nie pogodził.
Obciągnął polarową bluzę, bo robiło mu się zimno. Wyczuł pod palcami kwadratowy kształt. Pamiętnik. Zapomniał go zostawić w domu i tak wyszło, że nosił go ze sobą cały czas. Odsunął zamek kieszeni i go wyciągnął.
Chwilę milczał, wpatrując się w niebieską okładkę. Przekartkował zeszycik i zatrzymał się na początkowych kartkach. Chciał wiedzieć jak to wyglądało z jej perspektywy.
"Cudowny mecz z Irlandią, którego nie zepsuło mi nawet złe samopoczucie (przecież nie powiem chłopakom w połowie, że wolałabym się położyć. Ale było warto!), tylko dopiero to, co przydarzyło się Camilli. Nie dość, że ja mam pochrzanionego brata, jedynie na papierze, to jeszcze Cam i Lea mają swoje problemy. Nie dziwię się im, że uciekły do Hiszpanii, do brata. Czy naprawdę wszystkie rodziny nie mogą wyglądać tak, jak ta Marc'a? Żałuję, że nie jestem jego prawdziwą siostrą..."
Westchnął ciężko nad zeszytem zapisanym równym, okrągłym pismem. Domyślał się wtedy, że niewiele im mówiła o swoim stanie zdrowia. Ze względu na Marc'a. Raz jeszcze przeczytał notatkę. Sprawa Camilli i Lei... Znali ją pokrótce, bo choć siostry Iniesty były uwielbiane przez kadrę Hiszpanii i FCB, to jednak Andres niewiele mówił o ich młodszych latach. O tym dowiedzieli się po tych wydarzeniach w stadionowym barze.
-Herbaty, Isabel? A ty Lea?-Marc zebrał zamówienia na napoje i wyszedł z pokoju, zostawiając obie dziewczyny pod opieką Dos Santosa. Lada chwila mieli przyjechać piłkarze wraz ze sztabem, a oni ten czas przegadali w pokoju Bartry. Monica i Alexandra także były już dawno w swoim hotelu. Za oknem szarzał zmrok, a oni siedzieli na łóżku, obok przykrytej kocem Isabel, której zaczęło się już robić zimno. Jonathan nie mógł uwierzyć, jak bardzo uparta jest ta dziewczyna. Brat prosił ją długo, aby choć trochę się przespała, ale Isabel stanowczo powiedziała mu, że zamierza spędzić ten czas na pogaduchach z przyjaciółmi.
-Móc tańczyć to pewnie wspaniałe uczucie-uśmiechnęła się właśnie do Lei.-Nie byłam jeszcze na żadnym twoim turnieju, aż mi głupio. Widziałam wszystkie sporty, bo po wszystkich barcelońskich dyscyplinach ciąga mnie Jonathan-zaśmiała się na widok miny chłopaka-ale koniecznie muszę się wybrać do twojego studia.
-Przyjdź, jak najbardziej. Zaraz jak wrócimy z Euro. Ale i teraz mogę ci coś pokazać. Przynajmniej zapomnę na chwilę o tym, co się zdarzyło Camilli.
-Pewnie!-zawołała radośnie Isabel.
Jonathan parsknął śmiechem.
-A potem zatańczysz ze mną?
-W twoich snach, Dos Santos-walnęła go poduszką.
Lea zeskoczyła na podłogę i ściągnęła buty.
-Jonathan, zapodaj coś z telefonu, jakąś szybka piosenkę.-zakomenderowała, rozciągając się szybko.
-Dobra-Meksykanin leniwie wyciągnął telefon i z uśmiechem skonstatował, że Isabel zagląda mu przez ramię. Wybrali szybko i już po chwili Lea kręciła piruety z jakiegoś układu do żywiołowej, latynoskiej muzyki.
-Uwaga!-zawołał Bartra, wchodząc ostrożnie z tacą parujących herbat do pokoju. Za nim wślizgnął się Iniesta, najwyraźniej czegoś szukając.
-Jest tu Camilla? O, Lea, słuchaj, gdzie jest twoja siostra? Miała jechać z nami.
-A nie ma jej?-Lea wstała ze szpagatu i zaskoczona popatrzyła na brata.
-właśnie nie...
-Jestem!!-oburzyła się Camilla, wpadając szybko do pokoju.-Andres, jest problem. Miałam jechać z wami, wiem, przepraszam, ale znowu spotkałam tego gościa... Musiałam zwiewać, więc podrzucił mnie chłopak z ekipy prasowej Irlandczyków, ten Bill.
-Bill? Aha, wiem-Lea popatrzyła na siostrę, nieco uspokojona.-Ale dalej nie mogę sobie przypomnieć, skąd znamy tego Zielińskiego...
-Lea!-w głosie Camilli była chyba prawdziwa rozpacz.-To snajper z szajki naszego ojca! To znaczy, tego Polaka, co nas porwał. Niewiarskiego. On jest w więzieniu, ale najwyraźniej ma kontakt ze światem. To on wysłał Zielińskiego. Andres-zwróciła się do brata.-Nie wiem, jak to powiem Xaviemu.
-Najpierw idziemy do trenera.-Iniesta nie stracił zimnej krwi. Złapał obie siostry za ręce i ulotnił się jak najszybciej z pokoju.
-O, kurczę.-skomentował Bartra.
Wtedy zrozumieli, czemu Camilla nie chciała ich w to wplątywać, opowiadając o co chodziło. Nie chciała ich martwić, ani stawiać w centrum zagrożenia. I tak mieli sporo problemów na głowie. Jonathan westchnął. Iniesta był wspaniałym bratem, jest nim dalej. Dlaczego Isabel nie mogła być rodzoną siostrą Bartry?!
"Nie czułam się za dobrze, ale tak bardzo się cieszyłam, że zabrali mnie na to Euro! Marc jest w spaniałym bratem, a Jonathan tak samo przechodzi samego siebie, żebym się tylko dobrze czuła. Nie za wiele mogą pomóc... Ale rozumiem ich starania. Tylko tak ciężko mi patrzeć na pełen bólu wzrok Jonathana, kiedy widzi, że biorę tabletki. Muszę przygotować organizm do operacji. Marc jakoś bardziej zaufał tym chemikaliom, ale Jonathan... Nieważne, teraz, gdy spełnili moje marzenie o byciu na Euro, każdy dzień jest niezwykły."
Więc to zauważyła, mimo, że starał się kryć ze swoimi szalejącymi emocjami. Ale przecież nie mogło być inczej. Mówią, że przyjaciele, to jedna dusza w dwóch ciałach. Więc to proste, że jego bolało to, co ją, a ona znała jego obawy.
Wstał, chowając zeszycik z powrotem na dawne, bezpieczne miejsce. Musiał iść do Bartry. Kiedyś w końcu trzeba odbyć normalną rozmowę z Lorenzo.
__________________
Znów opóźnienie, ale tym razem tak opornie mi to szło... Miał być odcinek o Jonathanie, Marc'u i Isabel, a wkradły się siostry Iniesta. I macie-kto poznaje o co chodzi? ;p Tak, tak pojawił się wątek z plaza-catalunya. Najwyraźniej na coś się zanosi... ;P Jeśli chcecie znać tamtą część historii, to jest ona na plaza-catalunya, tak w początkowych rozdziałach (prolog, i mniej więcej 5, 6.)
Na temat jakości odcinka wolę się nie wypowiadać, bo gderałam przy tamtych, a ten w ogóle mi nie szedł. Nie posklejały się tak fajnie te retrospekcje z czasem obecnym, ale chyba tylko ostatnie sceny z Jonathanem uratowały odcinek, no więc jest:)
Na koniec tak z ciekawości się pytam-czy któraś z Was ogląda skoki narciarskie?
Pozdrawiam serdecznie! :)
graffiti
aaah dos santos jest dla niej taki dobry..
OdpowiedzUsuńWooooow, ale fajny długaśny odcinek:) Nie mów, że nie wyszło, ja tam nie zauważyłam, żeby coś było nie tak. Fajnie, że oba opowiadania się zazębiają. Pamiętam plaza catalunya, więc mogę tylko się domyślić, jak ciężko będzie teraz dziewczynom znów uciec od przeszłości z ojcem bandytą.
OdpowiedzUsuńI wydało się, kto był tajemniczym ofiarodawcą czekolady:) Mina Alex musiała być epicka:D Nie było dziś Pedro, ale jego duch krążył hehe.
Poza tym Jonathan wykreowany przez Ciebie jest wspaniały. Aż mi się coś robi, kiedy czytam, jak on bardzo przeżywał sytuację z Isabel, jak bardzo była mu droga...Ach, i jak niestety, to się skończyło...
Mam nadzieję, że Pedro będzie w następnej części:) Obaj są świetni i wspaniale Ci wychodzą, i Pedro i Jonathan:)
OdpowiedzUsuńNie wyszło? Przestan wyszło jak zwykle. I retrospekcje też są w porządku. Może odcinek nie mknie tak do przodu jak wcześniejsze i skupia się bardziej na jakiejś zadumie i przeszłoście, ale nadal jest dobry.
OdpowiedzUsuńOjciec bandyta, no to niezle motasz ^^ Jestem cholernie ciekawa co dalej.
No i wydało się! Pedro nie mógł wiecznie zostac anonimowym dawcą czekolady xd
Pozdrawiam;*
AAaa lubie te powroty do plaza-catalunya (:
OdpowiedzUsuńTylko nie napędzaj mi takiego stracha noo! Zaczynam sie martwic o dziewczyny!
Poproszę więcej Pedro i Alex! Ta czekolada to za mało :D Hahah ja dzis jadłam malinową w nagrode za konkurs (:
Rozumiem Jonathana bo wiem jak to jest patrzeć na faszerowanie sie lekami kogos bliskiego.. Do przyjemnych nie należy... I zeby cos jeszcze pomagało...
Chciałabym mieć takiego braciszka jak Marc.. prawda na swojego nie moge narzekać (: Chociaż.. jak tak teraz pomyśle... skoro jednego braciszka to Marc przydałby siew innej roli hahah :D DObraa odbija mi a cos ci jeszcze dzis obiecałam więc muszę być przytomna (:
Czekaaam na następny!(:
Hehe nie chce mi się pisać smsów, bo na klawiaturze idzie mi to znacznie łatwiej:)
OdpowiedzUsuńwariatka :* idzie na łatwiznę, a fe. :P
UsuńMasz rację, jestem wyjątkowym leniem:) Wariatką też, tak troszeczkę:D
Usuńwidzisz, jak Cię znam :P Bycie pozytywnym wariatem to dobra rzecz ^^
Usuńto jak siedzisz na kompie to właź na fejsa choć na chwilę :P
Jeszcze wątek kryminalny tutaj wprowadzasz? :D Okey, najwyżej będę się dopytywać, albo wreszcie siądę do plaza-catalunya :P I tak jak poprzedniczki domagam się Pedro xD Kochany Marc i troskliwy Jonathan są spoko, ale nie dorównają rozbrajającemu Rodrigezowi.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa spotkania z Lorezno. Jak podejrzewa trochę rozjaśni nam sytuację ;)
Piszę nową część, chciałabym skończyć dzisiaj. A na fejsie i tak musimy się zgadać, bo mamy do omówienia mnóstwo rzeczy, nieprawdaż?:)
OdpowiedzUsuńA i owszem ^^ Z przyjemnością :D to pisz, pisz! :) a na którego bloga? :P
UsuńNa pokaz-mi-jak-wyglada-niebo.logspot.com:)
OdpowiedzUsuńhttp://cor-do-arco-iris.blogspot.com/ zapraszam na nowość :)
OdpowiedzUsuńNowość na athletic-corazon.blogspot.com, jak masz ochotę, to zapraszam:)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowość na www.gorzki-smak.blogspot.com
OdpowiedzUsuń