sobota, 24 listopada 2012

10. I think I'm lost again.

Pedro udawał, że śpi.
Udawał dlatego, że nie zamierzał iść na imprezę do Santiego Cazorli. Z prostego powodu: jeżeli u Santiego i Silvy odbywała się jakaś posiadówka, a co dopiero impreza na całego, na pewno była tam cała drużyna.A cała nie oznaczało tylko piłkarzy, ale i Camillę z siostrą. A także Bartrę z Jonathanem i Isabel. Wszystkie trzy dziewczyny zaprzyjaźniły się bardzo ze sobą ale też i z Monicą, dziewczyną Fabregasa i jej... przyjaciółką. Czyli tą całą Alexandrą.
Gdy tylko Busquets wyszedł, rezygnując z kolejnej już próby obudzenia przyjaciela, Pedro zamaszystym gestem przykrył twarz poduszką. Znał cięty żart Camilli. Na pewno by mu docinała z powodu wzajemnego nieznoszenia się  z Alex. Zresztą... ta idiotka na pewno coś naopowiadała obu siostrom Iniesty... na pewno, pomyślał z rozpaczą Pedro. I dlatego nie miał ochoty na dzisiejszą zabawę. Sam nie wiedział co z nim się działo, czuł się senny i bardzo z męczony psychicznie po meczu przesiedzianym na ławce. Następnego dnia czekał ich morderczy trening przed meczem z Irlandią. 
Pedro Rodriguezowi nie chciało się żyć. Niby zdawał sobie sprawę, że na pewno nie zagra, a już na pewno nie na pierwszym meczu Euro...ale... jednak jakąś tam nadzieję miał. Do czasu ogłoszenia składu.
Z niechęcią usiadł na łóżku i sięgnął po stojącą obok butelkę wody. Napił się nieco, pogrążony w ponurych rozmyślaniach. Płynny tok myślowy przerwał mu jakiś dźwięk za ścianą. Zmarszczył brwi, przecież nikogo nie miało prawa tutaj być, wszyscy poszli do pokoju numer 29. Gdy usłyszał kolejny radosny wybuch śmiechu, nie miał już wątpliwości.
Wstał i przeciągnął się z niechęcią, aż chrupnęło mu w kościach i zasznurował adidasy. A potem poszedł do pokoju obok.

-Wujku, mam problem.
Pedro podniósł brwi i zaraz potarł czoło, starając się nie myśleć o zmarszczkach, których mu przybyło z wiekiem, tak samo jak ilości siwych włosów na skroniach. Popatrzył na syna swego przyjaciela, stojącego przy jego samochodzie. Zamknął starannie bramę wjazdową na swoją posesję i chowając klucze podszedł do chłopaka.
-Podwieźć cię na trening? Nie ma sprawy, sam jadę do Ciudad Esportiva.-otworzył drzwi i wsiadł do samochodu.
-Nie o to chodzi, ale chętnie z tobą pojadę-otworzyły się również drzwi po stronie pasażera.
-To o co chodzi, mów, Juniorze.
-Tato mi nie dowierza.-westchnął syn Bojana-znalazł w mojej kurtce fajki. Fajki kolegi.
-Mówiłem ci, żebyś z tym skończył.-zauważył Pedro, kierując uważnie samochodem. Zerknął na zmartwioną twarz swego imiennika.
-Wiem, wujku-przyznał Junior-i skończyłem, tak jak ci obiecałem. Już nie palę. To kolega. Kupowaliśmy prowiant na imprezę i on potrzebował dwóch rąk do niesienia siatek, więc schował portfel do kieszeni kurtki. Wtedy wypadły mu papierosy i ja je schowałem, bo on nie miał jak. Miałem mu oddać,ale zapomniałem. Dam mu dzisiaj. Jeśli ojciec mi je odda.
-Chociaż tyle... -Pedro zahamował ostro, widząc czerwone światła na drodze.-Tato bardzo zły?
-Jak to on... Nie da mi się wytłumaczyć.
-Pogadam z nim-obiecał Juniorowi Rodriguez, zastanawiając się, po raz kolejny, czemu Bojan nie potrafi dotrzeć do własnego syna i ten woli zwierzać się wujkowi.
-Dzięki-Pedro Krkić uśmiechnął się słabo, ale z wdzięcznością.
Dokładnie godzinę później Pedro załatwił już wszystkie papierkowe sprawy w siedzibie klubu i mógł ze spokojnym sumieniem opuścić tereny Mini Estadi. Zapalając silnik miał przed oczyma wizję spokojnego popołudnia w domu, ale, rzucając teczkę z papierami na siedzenie obok, zauważył porzuconą bandankę Juniora. Widocznie zgubił. Postanowił ją więc podrzucić do domu Krkiciów, a przy okazji pogadać sobie z Bojanem.
Piętnaście minut później był już pod drzwiami domu Bojana. Zapukał , licząc, że przyjaciel będzie w domu. Chwilę później otworzyła mu Lea.
-O, cześć Pedro! Co tutaj robisz?- szeroko się do niego uśmiechnęła.

-Co ty tutaj robisz?
W drzwiach pokoju sąsiadującego z kwaterą jego samego i Busquetsa stała Lea, najmłodsza z trójki Iniestów.
-Przyszedłem zadać ci to samo pytanie-z powątpiewaniem spojrzał na nią. W drzwiach za siostrą zaraz pojawiła się Camilla, z radosnym uśmiechem na widok Pedro.
-O, dobrze, że jesteś! Choć w sumie dziwię się, że nie jesteś u Silvy, podobno świetna impreza tam jest. Chodź, chodź, będziesz nam potrzebny-wciągnęła go od razu do środka.
-Do czego?!-zdziwił się chłopak, nieco zszokowany bezpośredniością Camilli, która popchnęła go na środek pokoju i usadziła na fotelu. Pedro zorientował się, że nie jest tu sam. Z łóżka pomachała do niego siedząca po turecku Isabel, siostra Marc'a Bartry, a i w łazience jeszcze ktoś był.
-Widzisz-zaczęła Camilla, dalej się uśmiechając-my też się wybieramy na tą imprezę! Ale musimy się naprawdę fajnie ubrać, mamy mnóstwo nowych, kupionych ciuchów i właśnie ty powiesz nam, w czym będziemy najlepiej wyglądać.
Isabel popatrzyła na Camillę wskazującą triumfalnie na stertę leżącą na łóżku obok niej. Wzrokiem za ręką dziewczyny podążył też Pedro i aż jęknął, czując, że nieźle się załatwił na dzisiejszy wieczór.
-Cam, ty naprawdę uważasz, że zdążysz to wszystko przymierzyć do rana? Bo ja sądzę, że nie. Poza tym, wiesz, że Xaviemu będziesz się podobała nawet w worku po ziemniakach... Wybacz, ja...
-Nie, nie, siadaj, Pedro. Pomóż koleżankom, no!-dziewczyna spróbowała go ponownie usadzić w fotelu, z którego zdążył wstać, gdy w tym samym momencie otworzyły się drzwi łazienki. 
-Camilla, lepiej się od niego odsuń teraz...-niepewnie wyjąkała Lea, uzmysławiając sobie jasno, co za chwilę je czeka.
-O, mamy gościa?-odezwała się niepewnie Alexandra, owijając się szczelniej ręcznikiem.-i to kogo.
Pedro drgnął, czując jak napływa mu krew do twarzy. Złapał za nadgarstki Camilli, odsuwając jej ręce od siebie i ruszył powoli do wyjścia.
-Najlepiej dla nas wszystkich będzie, jeśli sobie stąd pójdę. Teraz.
Nie zaszczycił nowoprzybyłej dziewczyny nawet jednym spojrzeniem, chcąc jak najszybciej wyjść z tego pokoju. Nie przewidział jednak, że Alexandra będzie chciała wyjść z łazienki po sukienkę i, że będą musieli się minąć.
Kanaryjczyk zgrzytnął zębami, ale usunął się z przejścia, przepuszczając dziewczynę. Bądź, co bądź, był dobrze wychowany.
-O, czyżbyś nauczył się w końcu dobrych manier? Przepuszczasz mnie w przejściu!
-Tylko dlatego, że jesteś blondynką. Wiesz, mądrzejsi zawsze ustępowali głupszym...
Popatrzył na nią, wkładając wiele wysiłku w to, by było to spojrzenie kompletnie bez wyrazu i emocji, co nie było łatwe, zważywszy na bezpodstawną wściekłość, jaka nim targała.
-Świnia.-warknęła Alexandra.
-Powtarzasz się, już to słyszałem-niemal pogodnie odpowiedział Pedro.-Swoją drogą, co tu robisz? I to w samym ręczniku? Nie powinnaś być w hotelu dla rodzin? Ale chwila, co to mnie obchodzi.
Nie czekając odpowiedzi dziewczyny, minął ją i sięgnął do klamki drzwi wejściowych.
-Pedro, zaczekaj!-Dogoniła go Lea, patrząc z niepewną miną-Camilla nie zdążyła ci powiedzieć, że ona tutaj jest. Ma dziś urodziny, żaliła się, że nikt o nich nie pamięta, więc miałyśmy pójść na dyskotekę, ale, że chłopaki robią imprezę tutaj, to postanowiłyśmy pójść do nich. Masz rację, nie powinna tu być, ale z tej strony nie ma ochroniarzy. Łatwo więc się przekraść, odwiedzamy się. Monica dziś niestety nie mogła przyjść...
-Lea, mnie to naprawdę nie obchodzi.-Niemalże burknął Pedro. Co go obchodzi, że ta cała modelka ma dziś urodziny?!
-Widzę, że się myliłam-zaśmiała się dziewczyna Bojana-szczytem sadyzmu nie jest wystraszenie strusia na betonie. Szczytem sadyzmu jest pokazanie Pedro Rodriguezowi choćby zdjęcia Alexandry! -szturchnęła go żartobliwie w bok.- Trzy osoby w tym pomieszczeniu cię lubią, Pedro. Potrzebujemy rady faceta. Zostań, a potem pójdziemy na imprezę. Proszę, Pedrito.
-No jeśli tak bardzo chcesz-uśmiechnął się, już nieco przekonany.
-Super! - Ucieszyła się Lea i spontanicznie uściskała przyjaciela. Pedro odwzajemnił uścisk z uśmiechem, łapiąc ponad głową Lei odbicie lustrzane zdziwionego spojrzenia Alexandry.

-Mówisz więc, że to nie jego papierosy?-Lea potrząsnęła białoniebieską paczką, leżącą dotychczas spokojnie na stole w białej, przestronnej kuchni Krkiciów.
-Nie jego. Rozmawiałem z nim dzisiaj i znam całą sprawę od początku. Wybacz, że ci to mówię, Lea, ale gdyby Bojan pozwolił mu się wytłumaczyć... Czy on nie ufa własnemu synowi?
Lea potrząsnęła głową z uśmiechem.
-Nie, to nie to. Ufa mu jak najbardziej, ale był zbyt zdenerwowany wtedy! Wiesz przecież, jaki jest. Musi stanąć na jego racji.
Pedro zaśmiał się cicho. Junior oczywiście musiał odziedziczyć ów słynny ośli upór Bojana.
-To dlatego nie mogą się dogadać?
-Dokładnie, Pedrito. I może dlatego Junior ucieka w takich sytuacjach do ciebie.
-Czasami się czuję przez to jakbym miał syna-zażartował Kanaryjczyk.
-Uwielbia cię... Bojan powinien być zazdrosny. Zawsze byłeś wrażliwy na innych i potrafiłeś im pomóc. Tylko chowałeś to pod maską tego specyficznego humorku-zaśmiała się na wspomnienie ironicznych i słynnych już ripost Pedrita.-Umiesz wysłuchiwać drugich.To naprawdę wspaniała cecha. Aina ma wspaniałego tatę.
-Dzięki, Lea, ale nie przesadzaj-Pedro poczuł się głupio, jak zawsze, gdy go chwalono. Był zbyt prostolinijny, by uważać otwartość na problemy innych za jakąś wielką zaletę. Poza tym, o wiele lepiej potrafiła to robić Camilla, czy choćby właśnie Lea. Tak, młodsza z sióstr Andresa pomogła mu wiele razy. Miał wobec niej dług wdzięczności...
-Aina jest bardziej podobna do Alexandry niż do mnie-uśmiechnął się na myśl o córce-swoją drogą, ciekawe czy Juniorowi uda się przełamać jej niechęć?
-Zobaczymy... kto wie? Chcesz jeszcze kawy?

Zabawa trwała w najlepsze. Pedro poważnie się zastanawiał, czym przekupiono trenera, że przymknął oko na fiestę trwającą już bite cztery godziny. Była już jedenasta w nocy.
Otworzył sobie puszkę z piwem i opadł na jedno z krzeseł przy pozostawionych dwóch stolikach w najdalszym kącie sali konferencyjnej. Na czymś trzeba było postawić procenty. Uszy Kanaryjczyka rozsadzały dźwięki kolejnej szybkiej piosenki puszczanej przez samozwańczego didżeja każdej z reprezentacyjnych imprez, to znaczy... Cygana. Sergio Ramosa. Reszta piłkarzy świetnie się bawiła udając, że potrafią tańczyć makarenę lub inne z latynoskich tańców. Oczywiście nie mogło zabraknąć kilku par w drugiej części sali. Xavi od godziny nie wypuszczał z objęć Camilli, która stanowczo wyglądała na zadowoloną z tego faktu. Bartra i Dos Santos obtańcowywali na zmianę Isabel a Lea rozmawiała z Alexandrą dopóki obie nie zostały poproszone do tańca przez Bojana i Silvę.
Pedro upił kolejny łyk zimnego napoju i rozsiadł się wygodniej. Tańczyć nie miał ochoty, ale poobserwować mógł, owszem. Nawet odpowiadało mu to bardziej niż bardzo.
-Isabel, siądź chwilę. Dobrze się czujesz?-usłyszał obok siebie głos Bartry i obejrzał się w lewo.
Marc usadził swoją siostrę na krześle i odetchnął.
-Za długo tańczyliśmy-zaśmiał się-Isa jest zmęczona.
Pedro poszukał jakiejś nieotwartej jeszcze butelki wody.
-Bartra, chodź!-wrzasnął któryś z piłkarzy,jesteś potrzebny!!
Marc się skrzywił i obtarł czoło, patrząc na siostrę.
-Muszę iść, zaraz wrócę, dobrze?
Isabel pokiwała głową.
-Zaopiekuję się nią-obiecał Pedro, który znalazł właśnie wodę. Odkręcił ją i podał dziewczynie, która przyjęła ją  z wdzięcznością. Przyglądał się, gdy piła szybko wodę. Nie potrafił myśleć o niej inaczej, niż jak o delikatnym stworzeniu, bo od rozmowy w domu Xaviego wydawała mu się taka krucha. I szczerze jej współczuł.
-Zbladłaś coś, Isabel. Dobrze się czujesz?-powtórzył pytanie Marc'a sprzed kilku minut.
-Tak, jestem tylko trochę zmęczona-uśmiechnęła się do niego.-Dzięki za wodę. Czemu się nie bawisz?
-Nie bawię się? Hmm, dobrze mi tutaj, nie lubię tańczyć.
-Nawet, gdybyś miał zatańczyć z Alexandrą?
-Tym bardziej bym nie zatańczył-zmarszczył brwi. Isabel popatrzyła na niego uważnie.
-Dlaczego? nie lubisz jej?
-Raczej nie.
-A ja mam wrażenie, że tylko sobie to wmawiasz. Rzuciła cię dziewczyna, prawda?
-Tak. I nie chcę trafić na niewłaściwą kobietę drugi raz.
-I Alexandra jest tą niewłaściwą?
-Nie wiem, Isabel. Ona również za mną nie przepada-przyznał szczerze. Zamyślił się nad słowami dziewczyny i tym, co kilka dni temu mówił mu Xavi Hernandez. Czy to możliwe, że po prostu nie chcieli się polubić, bo już zaczynali to robić wbrew swoim chęciom? Serca nie można zmusić do wybierania takiej a nie innej drogi. Bezwiednie wyszukał w tłumie blondwłosą postać szalejącą tym razem z Santim Cazorlą.
-Pedro, słuchasz mnie? -Isabel zamachała mu już w połowie pustą butelką przed oczami-Alex mówiła, że nie spotkała nigdy osoby o takiej silnej osobowości jak ty.
-Serio?-zdziwił się Pedro, bo nie przypuszczał, że ta dziewczyna kiedyś powie o nim coś miłego. Rozpaczliwie odsunął od siebie coraz bardziej przekonujące argumenty Xaviego. To nie miało prawa być prawdą, Alexandra jest wredna i taka będzie.-To w takim razie niech porozmawia z Xavim Hernandezem... Albo z Andresem Iniestą.
-O, Xavi jest poza wszelką konkurencją-żarliwie zgodziła się Isabel.-Marc też go bardzo podziwia.
-A Dos Santos?-zażartował Kanaryjczyk, który zdążył zauważyć już kilkukrotne spojrzenia właśnie wymienionego chłopaka. Meksykanin wyraźnie pilnował Isabel, nawet na odległość.-Mam wrażenie, że cię bardzo lubi!
-To mój przyjaciel-uśmiechnęła się Isabel i upiła nieco wody.
-A nie ktoś więcej?-zaśmiał się Pedro.
-Skądże! Coś ty. A raczej, mam nadzieję, że nie.-szepnęła po chwili dziewczyna.-Nie chciałabym, żeby tak było. To...nie ma najmniejszego sensu.
Pedro przyjrzał się jej uważnie. Zrobiło się mu żal dziewczyny, a na dodatek nie wiedział, czy powinien się zdradzić z tym co wie o niej, czy też nie.
-Prawdziwa miłość zawsze ma sens, Isabel.-w końcu się odezwał, obejmując ją ramieniem.
-To nie takie proste, Pedro... Kręci mi się w głowie-dodała nagle.-Pedro, boję się...
Przytuliła się do niego. Chłopak delikatnie ją objął i wyszukał w tłumie Jonathana, bo Bartry nie mógł znaleźć. Machnął ręką, przywołując kolegę.
-Weźmy ją do pokoju, źle się czuje.

Chwilę później wystraszony Dos Santos przykrywał zmęczoną Isabel kołdrą w ich pokoju. Pedro zostawił ich samych, rozumiejąc , że dziewczyna potrzebuje spokoju, a najlepiej snu. Po drodze zdążył zawiadomić również Marc'a Bartrę. Miał zamiar wrócić na imprezę, ale przechodząc obok swojego pokoju zmienił plany.
Szybko odnalazł dużą tabliczkę czekolady i jakieś samoprzylepne karteczki, na których zostawiali sobie czasem z Busim wiadomości. Przylepki jeździły z nim w torbie zawsze, więc były i teraz. Wziął marker i niewiele myśląc napisał na jednej kilka słów, starając się, by jego duże, śmiesznie okrągłe pismo, nie wyglądało na pismo dziecka z czwartej klasy podstawówki.
A potem zaniósł to do pokoju dziewczyn, w którym kilka godzin temu był. Torba Alexandry była na jednym z łóżek.
Miał szczęście, choć nie do końca był przekonany, po co właściwie to robi.
A niech tam. Zawsze można spróbować.

________________________
Hej, hej! Przepraszam, że znów kazałam na siebie czekać. Miało być naprawdę wcześniej, ale utknęłam. Miałam gotową połowę rozdziału i wiedziałam co ma być na końcu, ale nie miałam środka. Dziś siadłam i w rezultacie wyszło mi co innego, ale podoba mi się, więc daję. Mam nadzieję, że nie odkryłam za dużo kart, i że widać wciąż podwójne uczucia Pedro, bo na tym akurat mi zależy:) Boję się długości tego odcinka! :D
Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że się spodobało.
graffiti

PS. Jakby co- dodałam zakładkę z bohaterami, tak tylko przypominam, jeśli coś się dalej myli , lub są watpliwości-śmiało pytać:))

PS2. Miałam tego nie pisać, no ale dobra... :P Jeśli chcecie coś więcej wiedzieć o mnie, możecie zerknąć TU.

9 komentarzy:

  1. Świetna przeplatanka wspomnień obecnych z przeszłością. Kiedy tak czytam o Pedro, jakim jest człowiekiem, ojcem, przyjacielem, chciałabym też mieć kogoś takiego w swoim otoczeniu. Nie to, że narzekam na swojego tatusia, ale po prostu Twój Pedrito jest tak świetnie przedstawiony, że aż chce się go poznać osobiście.
    Nasz Pedro zobaczył Alexandrę w samym ręczniku i nawet oko mu nie drgnęło? Nie wierzę, na pewno drgnęło:P Dowodem jest ta czekolada na koniec odcinka, wraz z tajemniczą informacją na karteczce:) Chciałabym zobaczyć minę Alex, gdy ją znajdzie hihi, bo raczej nie spodziewa się takiego gestu. Nawet na pewno się nie spodziewa:P.
    Co innego Isabel, krucha, tak delikatna, mogąca w każdej chwili zniknąć z tego świata...To jest właśnie trochę...przerażające. Ta świadomość, że ona kiedyś, nie wiem, dokładnie, kiedy, ale naprawdę odejdzie...Trochę boję się tej chwili, może to głupie, przecież to fikcja, ale naprawdę wczułam się w to opowiadanie, zupełnie, jakby przedstawiało prawdziwych ludzi i prawdziwą historię ich życia...
    Przepraszam, trochę nasmęciłam na koniec, ale tak to widzę. Za każdym razem, kiedy czytam Twój nowy rozdział, to zupełnie tak, jakbym przewracała kartkę księgi, której nigdy wcześniej nie czytałam. Na każdej następnej stronie czeka mnie coś nowego. Więc proszę Cię, pozwól mi odwrócić następną kartkę i dodaj szybko kolejną część, dobrze? Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle piękny. Pedro to prawdziwy pozytywny człowiek, taki wymarzony facet: odpowiedzialny, godny zaufania itd.
    No i proszę chłopak widzi dziewczynę w samym ręczniku, a potem rozmawia z Isabel i w efekcie zostawia Alexandrze czekoladę.
    Wracając natomiast do Isabel, to już wtedy była taka krucha. Na miejscu Pedro prawdopodobnie sama nie wiedziałabym jak z nią rozmawiać i jak się zachować w stosunku do niej.
    Strasznie mi się podoba to jak połączyłaś wątki Pedra i Isabel. Wszystko w jednym bez mieszania :) Czekam na kolejny i życzę weny:*
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że Pedro poważnie zaczął się zastanawiać nad swoimi relacjami z Alexnadrą. Jak to mówią, kto się czubi, ten się lubi :P Na razie za nic się nie dogaduję, ale przecież to musi się zmienić. Stworzyli takie piękne małżeństwo :)
    Podejrzewam też, że między Jonathanem i Isabel coś zaiskrzy. Może wydaje jej się to bez sensu, ale miłość nie wybiera :D Kończę filozofować i czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://cor-do-arco-iris.blogspot.com zapraszam na nowość:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojjj Pedritooo! Ja mam jakieś wachania nastrojów (; Najpierw Pedro mnie śmieszy potem złosci a na koncu rozczula nooo. I jak tu go nie kochać? Czyli ze czekolada to taki mini prezent urodzinowy dla Alex?
    Ale dziś dużo jakiś kontemplacji nad miłością i ogólnie o parach byłych,obecnych i przyszłych (:
    Przepraszam,zę tak późno ale sama rozumiesz ze przez ten konkurs nie mam na nic czasu...
    Super rozdział i oby jeeeszcze cześciej i jeszczeee dłuzsze (:
    Buziaki do usłyszenia :*

    OdpowiedzUsuń
  6. http://cor-do-arco-iris.blogspot.com zapraszam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem jak to się stało, że wcześniej nie odnalazłam tego opowiadania, ale już nadrobiłam zaległości i kompletnie zakochałam się w tej historii... Z jednej strony cudowna Barca B, o której zbyt wiele jak dotad opowiadań nie znalazłam a juz na pewno nie o Dos Santosie którego wielbię, no i myśl o Bojanie wracającym do Barcy *.* Co ja bym dała, żeby to się spełniło. No a z drugiej ta cudowna historia która sprawia, że przy niemal każdym rozdziale szkliły mi się oczy... No i ten wątek stopniowo odkrywanej tajemnicy sprawia, że chce się więcej i więcej! Mogłabym prosić, żebyś mnie informowała o nowych? Byłabym wdzięczna <3
    sufrir-y-llorar-significa-vivir.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. No nareszcie tu dotarłam. Po wszelkich bojach związanych z kołami i projektami, przybyłam w glorii chwały i machając dumnie kartą zaliczeń. LOL.
    Czytając komentarze zgadzam się, że łatwiej byłoby czytać to w całości. Na początku muszę się przyznać, że nie za bardzo ogarniałam o co chodzi. Ale nareszcie doszłam do ładu i poukładałam to sobie.
    Generalnie retrospekcje to trudna sprawa, podziwiam to.
    No, a co się tyczy odcinka...
    Pedro jest słodziutki jak ta czekolada. Normalnie mnie rozczulił. Do tego jak nie chce się przyznać do tego, że Alex mu się podoba... Pięknie, pięknie.
    Trochę przygnębia historia Isabel. I ciekawi mnie o co chodzi z tym napisem na nagrobku. Jeśli to wyjaśniło się po drodze to przepraszam za gapiostwo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na trójeczkę na http://cor-do-arco-iris.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń