czwartek, 18 października 2012
3. She had a brother.
Bojan zabrał dzisiaj Leę na spacer.Był piękny, letni dzień, a oni szli przez Barcelonę, szczęśliwi, zakochani, niewidzący świata poza sobą… Bojan objął Leę mocniej i poprawił okulary przeciwsłoneczne na nosie. Czuł się szczęśliwy i faktycznie tak było.
Kochał Leę o wiele mocniej niż w dniu ślubu, a myślał, że to nie będzie możliwie. Tak cholernie mocno ją kochał…
Dwójka dzieci, które już nieźle dały w kość tatusiowi, były tak bardzo podobne do jego żony, czekały na nich w domu,zapewne grzecznie się bawiąc, ewentualnie odrabiając zadania domowe. Pedro, ich najstarsza pociecha, w tym roku miał skończyć 15 lat. To wielkie wydarzenie miało nastąpić dokładnie za miesiąc i Bojan przeżywał to chyba bardziej od własnego syna,który szalał beztrosko po barcelońskich dyskotekach, olewając naukę i niczym się nie przejmując.
Isabel była młodsza od brata dwa lata i chodziła do jednej z najlepszych szkół w Barcelonie. Tak jak mama, miała spory talent taneczny, brała udział w zajęciach zespołu tanecznego w jej szkole i odniosła z nim kilkanaście sukcesów. W ogóle była to klasa o profilu muzycznym… Isabel musiała długo przekonywać ojca,że to jest dobry pomysł. Bojan nie sądził, żeby mogła po tym znaleźć dobry kierunek studiów, a potem pracę, ale jego kochana Lea wyperswadowała mu delikatnie bojkotowanie planów córki. W końcu ma być szczęśliwa, to ma być jej wybór… Poza tym było jeszcze do tego sporo czasu. Chyba miała rację.
-O czym myślisz?-zagadnęła męża Lea,próbując odgadnąć z jego miny, nad czym tak intensywnie rozmyśla. Bo intensywne myślenie nie było dobrą stroną Bojana Krkicia.
-O naszych dzieciach-bąknął zamyślony Bojan, ale zaraz przywołał na twarz uśmiech.
-Dorosły już…-uśmiechnęła się z rozczuleniem Lea-strasznie szybko to zleciało, jeszcze niedawno byli tacy mali.
-Niedawno to ja usiłowałem cię poderwać-wyszczerzył się Krkić, wspominając dawne czasy.
-To było niezapomniane przeżycie-parsknęła śmiechem kobieta.
-No i z czego się śmiejesz?-w piłkarzu obudziła się duma.
-Bo przypomniałam sobie jak pojechaliśmy na łyżwy samochodem Gerarda. A ty nie miałeś prawa jazdy…
Teraz to i Bojan się roześmiał.
-Chciałem ci czymś zaimponować… A Pique zorientował się dopiero po fakcie…. Jego zaspana mina była bezcenna. A teraz nasz syn jeździ bez dokumentów do swoich kolegów i myśli, że ja o tym nie wiem.
-Za tydzień zdaje egzamin-przypomniała sobie Lea-będzie już jeździł legalnie-uspokoiła męża.
Przeszli jeszcze kawałek i skręcili w stronę ich dzielnicy. Szereg domów nieco zmienił się od czasów, gdy sami mieli po dwadzieścia parę lat, wielkie plany i młodzieńcze problemy na głowie. Jednak wciąż było tu przytulnie, zielono i cicho, jak na hałaśliwą i tętniącą życiem Barcelonę.
Mijali właśnie dom Jonathana Dos Santosa, gdy nagle Bojan sobie coś uzmysłowił.
-Lea, podejdziemy do Jonathana,dobrze?
-Chcesz sprawdzić jak się czuje?-domyśliła się.
-I przy okazji może coś od niego wyciągnąć-szczerze jak zawsze dokończył, a potem się zaczerwienił.
-Nic się nie zmieniłeś-jęknęła Lea-wciąż najpierw mówisz, potem myślisz. Już Pedro jest od ciebie dojrzalszy!
- Mówisz o moim synu czy o Rodriguezie?-wykręcał się od oczywistej racji Bojan.
Lea tylko westchnęła i wcisnęła guzik domofonu.
-Wchodźcie, proszę-Dos Santos szerokim gestem wskazał na obszerny salon swojego domu, wpuszczając niespodziewanych gości do środka - kawy, herbaty, wina?
-Może …może być wino, masz białe?-zadecydowała Lea, siadając na białej, skórzanej kanapie.
Wystrój mieszkania Dos Santosa był jasny i przestronny, miał białe, skórzane fotele i kanapę w ty samym kolorze.Meble były z ciemnego drewna, ale szerokie i duże okna, zajmujące niemal całą południową ścianę domu wpuszczały do środka dużą ilość światła. Było tu słonecznie.
-Proszę-Jonathan przyniósł butelkę katalońskiej cavy i trzy kieliszki. Później wrócił do kuchni po kruche ciasteczka i siadł naprzeciw gości.
-Co słychać?-konwersacja potoczyła się w miarę szybko, i już po chwili śmiali się w trójkę z w wspomnień z balu kończącego ligę oraz zdjęć zrobionych przez Bojana, a które miał on ze sobą.
Jednak bystrej Lei nie umknął fakt, że Dos Santos ma podkrążone oczy i ogólnie wygląda bardzo mizernie.
Domyślała się przyczyny takiego wyglądu. Od śmierci Isabel minęło 16 lat, ale Meksykanin wciąż się z tym nie pogodził. Wiele rzeczy wiedzieli, ale tajemnica napisu na grobie dziewczyny wciąż była niejasna i Lea miała wszelkie powody, by sądzić, że za tym kryje się coś więcej. Była przyjaciółką Isabel,ale najwyraźniej Hiszpanka nie mówiła jej wszystkiego….
-Masz jeszcze kontakt z Lorenzo?-zainteresował się w pewnym momencie Bojan.
-Dlaczego pytasz?-ostra odpowiedź Meksykanina sprawiła, że Krkic aż się skulił.-przepraszam-dodał po chwili Jonathan-nie powinienem był tak reagować.
Przetarł oczy i zamyślił się na chwilę.
-Mam z nim kontakt. Ale… nie za wielki. Właściwie to… ciężko się nam rozmawia. O wiele lepsze stosunki ma z nim Bartra.
-Bo obaj robili za jej braci?-nieśmiało podsunął Bojan, bojąc się kolejnego wybuchu niezrównoważonego psychicznie w tym momencie Jonathana.
-Tak-Dos Santos uśmiechnął się pod nosem, widząc przerażoną minę kolegi-nie bój się, nie zjem cię!-klepnął go po kolanie, a Krkic aż podskoczył.
Rozlał kolejną kolejkę wina,zastanawiają się nad tym, jak w miarę czytelnie przedstawić tą zagmatwaną historię powiązań rodzinnych Isabel, Jorge i Marca Bartry.
-Większość już wiecie-odezwał się w końcu, ale to było tak…
Od tamtego spotkania cały czas głowił się,jakby tu jeszcze raz spotkać piękną dziewczynę, której uratował torebkę tego pamiętnego wieczoru. Czasem jednak dochodził do niego głos rozsądku, mówiący,że to niemożliwe. Jednak cała historia wydawała się Jonathanowi tak nieprawdopodobna, że po prostu, według niego, nie mogła się tak sobie skończyć,zanim się jeszcze na dobre rozpoczęła.
Barcelona skończyła właśnie trening, a znudzony Dos Santos ogarnął szybko swoje manatki i wyniósł się na zewnątrz budynku. Przysiadł na murku, usiłując rozplątać kabelki słuchawek. Wtedy właśnie, niemiłosiernie się męcząc z białą plątaniną, zaważył, że siedzi obok jakaś dziewczyna. Podniósł głowę, zdziwiony, że nie słyszy jeszcze dzikiego pisku na widok piłkarza, bądź co bądź dość znanego, jakim w końcu był. A kiedy to w końcu zrobił, aż zaniemówił. Los się do niego uśmiechnął. To była ta dziewczyna…
-Witaj-uśmiechnął się do niej, pokazując rządek białych zębów.-znów się spotykamy.
Odwróciła głowę w ego kierunku i chwilę bacznie mu się przyglądała. W końcu chyba uzmysłowiła sobie, skąd go zna.
-Cześć-usłyszał jej miękki głos.-Czy ja ci w ogóle podziękowałam wtedy? –zainteresowała się, a potem sobie chyba przypomniała ten niefortunny pocałunek. Zarumieniła się, co Jonathan uznał za urocze połączenie z jej złotą opalenizną widoczną na śniadej skórze.
-Nie musiałaś dziękować.-wybrnął z sytuacji-aja przepraszam.
-Nie masz za co-żywo zaprzeczyła, szeroko się uśmiechając. Potem się odwróciła w stronę Camp Nou.
-O, Marc idzie.-pomachała jego koledze z drużyny.
-Znasz go?-zdziwił się Dos Santos, mimo woli czując dziwne ukłucie w serce. Włożył jedną słuchawkę w ucho i zerknął na telefon, udając obojętność.
-Znam! Pewnie, że tak-wesoło go poinformowała.Tym czasem wesoło uśmiechnięty Bartra doszedł do nich i przywitał się z dziewczyną, przytulając ją do siebie. Potem uśmiechnął się do przyjaciela.
-Widzę, że już poznałeś Isabel-uśmiechnął się szczerze.
-Tak-burknął Jonathan, sam się sobie dziwiąc,dlaczego tak reaguje.-miła dziewczyna…
-Chodźmy już-poprosiła nagle Isabel, patrząc na Marca jak w obrazek-proszę…
-Jak chcesz, obiecałem w końcu tą pizzę. No imama coś od nas chciała.-przypomniał sobie zakłopotany Bartra, poprawiając torbę na ramieniu.-to…cześć Jonathan, do zobaczenia jutro.
-Jasne, nie ma problemu-spokojnie odpowiedział Meksykanin, siląc się na beztroski uśmiech, Pomachali mu i poszli do samochodu Bartry, śmiejąc się wesoło.
Mimowolnie zacisnął pięści. Ale o co właściwie był zazdrosny?
Spotykał ją nieraz, zawsze w towarzystwie Bartry i cały czas się zastanawiał, co takiego ich łączyło. Z nim samym śliczna hiszpanka rozmawiała chętnie ale nigdy na tyle długo, by było to dla niego wystarczająco.
Pewnego dnia zastał ją i Marca obok wejścia na stadion, żywo o czymś gadających.
-Cześć, co tam ciekawego ukrywacie?-z ciekawością zerknął przez ramię Isabel, z satysfakcją wykorzystując fakt, że jest od niej o głowę wyższy. Wydawała mu się taka krucha z tym swoim lilipucim wzrostem…
W rękach dziewczyna trzymała karnet na mecze ligi hiszpańskiej wystawiony na jej nazwisko.
-Isabel Lorenzo?-przeczytał ze zdziwieniem.
-No a jakie ma być?-zdziwiła się dziewczyna.-Nie jestem biologiczną siostrą Marca. W życiu bym z nim nie wytrzymała!-zaśmiała się wesoło.
Dos Santos wpatrywał się w nią ze zdziwieniem.Już nie wiedział co o tym sądzić. Najpierw myślał, że są zwyczajnie parą, potem odkrył, że Isabel mieszka z Bartrą… Z jego rodziną, więc nie mogła być jego dziewczyną. Zastanawiał się, czy czegoś przypadkiem nie wie, bo mówiła do niego per „brat”.
A teraz? Totalny zamęt w głowie.
-Siostra Marca matki przyjaźniła się z moją mamą, często więc razem ze swoją córką przywoziła i jego. Stąd go znam. Teraz jestem w Barcelonie… Nie miałam gdzie się podziać, więc Marc zabrał mnie do siebie. Nie chciał słyszeć odmowy, więc jest, jak jest-zakończyła pogodnie, patrząc na niego-to mój najlepszy przyjaciel więc nie dziw się, że mówię mu braciszku, bo faktycznie kocham go jak brata.Wiele mi pomógł.
-Oj, przestań!-obruszył się Marc. Nie lubił nigdy być chwalony.-To drobiazg. Miałem cię zostawić samą? W Barcelonie nie jest bezpiecznie. Poza tym wiesz, że zawsze możesz poprosić, o co chcesz i ci pomogę. Nawet w środku nocy…
Dopiero później zauważył, że mimo żartów,jakimi Isabel kwitowała swoją znajomość z Bartrą, to ich więzy były o wiele silniejsze. Kochali się naprawdę jak rodzeństwo i osoby spoza ścisłego kręgu ich przyjaciół były bardzo zszokowane, dowiadując się że tak nie jest. Ale były to jedyne rzadkie wypadki. Isabel niewiele mówiła o swojej przeszłości.Niechętnie też nawiązywała ściślejsze kontakty z kolegami swego przyszywanego brata,zupełnie jakby się czegoś bała. Jonathan Dos Santos długo musiał pracować na zaufanie ślicznej panny Lorenzo.
-Cześć!- zauważył ją na ulicy, więc szybko prześlizgnął się między tłumem turystów, zgrabnie omijając jakąś japońską wycieczkę,obowiązkowo i karnie robiąca zdjęcia jakiemuś budynkowi, na który on sam nie zwróciłby uwagi.
Taka była kosmopolityczna Barcelona-atrakcyjna dla turystów, mieszkańcom wydawała się męcząca, wrzaskliwa, choć, co musieli przyznać,była piękna. W biegu życia codziennego nie zwracało się jednak uwagi na pojedyńcze zabytki i Marc musiał przyznać z pewna dozą pokory że przysłowiowy Francuz czy Japończyk wiedział o Casa Mila o wiele więcej niż on sam, już od dłuższego czasu mieszkaniec stolicy Katalonii.
-Cześć-Isabel zatrzymała się i poczekała grzecznie na kolegę, odgarniając brązowe włosy z lekko opalonej twarzy. Poprawiła torebkę na ramieniu i się uśmiechnęła widząc jak zziajany wyhamowuje tuż przednią. Poszukał ręką oparcia, a gdy trafił na barierkę odgradzająca zieleninę przy budynkach od deptaka, odetchnął i również się do Isabel uśmiechnął. Było coś w jej gestach i uśmiechu, co sprawiało, że każdy reagował dokładnie tak samo; pokazując jej swoje pełne zaufanie.
-Miałabyś ochotę wyjść gdzieś dziś wieczorem?-zapytał po krótkiej wstępnej rozmowie. Miał pewien pomysł, ale nie wiedział, czy siostra Marca Bartry go zaakceptuje. Choć z reguły zgadzała się na przeróżne szalone pomysły brata i jego przyjaciela, nawet tak trudne w realizacji jak wypłynięcie łódką na pełne morze całkiem późno w nocy, dotarli wtedy, z trudem, do Arenys de Mar, bo zaczynało ich ściągać na pełne morze. Nie wiedzieli, że są tu prądy morskie… Gdyby nie ojciec Cesca Fabregasa, to byłoby po nich.
-Chętnie-odpowiedziała zadziwiająco szybko, po niemalże niezauważalnym namyśle, który zasygnalizowało jedynie lekkie zmarszczenie brwi.-Ale gdzie chcesz mnie zabrać?
-Na typowo sportowy wieczór-zaśmiał się Meksykanin-ale nie martw się, to nie będzie FC Barcelona. Bartrę masz w domu, masz dość czasu na podziwianie go.
Parsknęła śmiechem, który Jonathan zdążył już polubić.
-Nie ma sprawy. Faktycznie Marca można mieć po pewnym czasie dość…
Ustalili jeszcze, że Jonathan po nią przyjdzie-chłopak miał jeszcze w planach wieczorne lody i spacer, więc nie chciał brać samochodu. Centrum Barcelony wieczorem należało do tych rzeczy, do zobaczenia których samochód był całkowicie niepotrzebny.
Gdy po nią przyszedł, była już gotowa, ubrana w niebieską koszulkę na szelkach i do tego białe krótkie dżinsy. Włosy związała w wysoki kucyk. Tak lubiła najbardziej i tak było jej wygodnie.
-Wyglądasz pięknie-wyrwało się Jonathanowi. Nie mógł się powstrzymać, siostra kolegi byłą po prostu oszałamiająco piękna.
-Nie przesadzaj-uśmiechnęła się-ale dziękuję.
-A więc chodźmy.-Jonathan przejechał ręką po włosach, a potem wskazał swej towarzyszce kierunek.
Jakiś czas później wyrósł przed nimi zarys stadionu z torem posypanym czarnym żwirem. Dos Santos z zaciekawieniem obserwował reakcję Isabel.
-Zabierasz mnie na żużel? Nie byłam jeszcze! –obejrzała z zaciekawieniem spory teren.
-Nie, nie. To będą zawody motocyklowe… Grand Prix w Barcelonie.
W marę jak mówił, zobaczył, że jej twarz się zmieniła. Pobladła.
-Jonathan, chodźmy stąd! Proszę!-pociągnęła go za rękę ku wyjściu, widząc, że zdezorientowany i zaskoczony chłopak się stąd nie chce ruszyć. W szybkim tempie wypadli z wejść na trybuny, przebrnęły przez masę sklepików i schodów, aż w końcu znaleźli się na polu.
Isabel odetchnęła, ale wciąż trzęsła się ze zdenerwowania.
-I nigdy więcej mnie tu nie przyprowadzaj!-dodała cicho, ale stanowczo.
Zszokowany Dos Santos patrzył na nią nic nierozumiejącym wzrokiem. Jak to? Czemu nie chce tu zostać? Boi się motorów? Niemożliwe, często podkradała Yamahę Pedrita, by potem radośnie robić rundki po pustym parkingu pod Camp Nou. Bała się takich zawodów? Czy…coś się stało? Kogoś spotkała? Zupełnie nie rozumiał tej reakcji…
-Ale…ale o co chodzi?!-wydusił w końcu z siebie.-kogoś zobaczyłaś? Boisz się czegoś?
-Jonathan!-zaczęła, ale momentalnie pobladła jeszcze bardziej.-Idziemy!-tym razem nie zaczekała na niego, tylko ruszyła w stronę wyjścia z terenu stadionu na ulicę.
Ruszył za nią, próbując dociec przyczyny jej dziwnego zachowania. Obejrzał się przez ramię, chcąc zobaczyć to, co ja wystraszyło jeszcze bardziej. Nie zauważył niczego niepokojącego oprócz wchodzącego przez jakieś drzwi mężczyzny ubranego w pełny strój motocyklowy. Jorge Lorenzo, machinalnie pomyślał. Znał wszystkich zawodników, jako wielki fan motocyklistów.
Przyspieszył nieco kroku. Niemożliwe żeby się jego wystraszyła. Lorenzo nie był wysoki. Był sympatyczny.
Dogonił siostrę Bartry już na ruchliwym chodniku. Słonce powili zachodziło, ale było jeszcze ciepło. Ogłuszający wrzask cykad zaczynał go denerwować. Był do niego przyzwyczajony, ale teraz miał ważniejsze sprawy niż wysłuchiwanie tego jazgotu…
-Isabel! Zaczekaj, nie dogonię cię. Nie jestem jakimś Boltem-zawołał, widząc, że wcale nie zamierza mu ułatwić zadania. –Isabel!
Nieco zdenerwowany przyspieszył. W końcu jest piłkarzem…
Gdy po chwili się z nią zrównał, odwróciła twarz.
-Isabel-złapała ja za rękę i zatrzymał.-Nie odstawiaj teatru! Nie wiem, co się stało, a mam prawo wiedzieć! Wybiegasz bez słowa, nic nie zamierzasz wyjaśnić. Co się dzieje?
Odwrócił ją do siebie, ze zdziwieniem zobaczył spływające po jej twarzy łzy.
-Daj mi spokój-wyszeptała.
-Ale… zobaczyłaś coś? Bo nie wmówisz mi chyba,że przestraszyłaś się Lorenzo, co?-dodał sarkastycznie.
-Idiota-syknęła-nic nie rozumiesz! Niby dlaczego mieszkam u Bartry, mimo, że mogłabym być ze swoją rodziną? Nie ma jej,tak po prostu! I byli zbyt biedni by się mną zaopiekować…Musiałam żyć z bratem! Był cudowny.. dopóki nie przewróciła mu w głowie sława, a wtedy zupełnie się przestał interesować swoją siostrą. Nie mogłam tego wytrzymać, już nie było tym, kim był…Miałam twardą szkołę życia. Nie chcę go widzieć na oczy, rozumiesz A ty mnie tu przyprowadziłeś… Nie wiedziałeś, okej, rozumie i wybaczam. Dalej nie rozumiesz?T proste… To cała prawda o Jorge Lorenzo! A teraz masz czego chciałeś, idź! Daj mi spokój!
-Ale…-nie zdążył dokończyć, bo Isabel po prostu poszła, zostawiając go w jeszcze większym szoku niż poprzednio.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz