czwartek, 18 października 2012

4. Nie wierz nigdy kobiecie...

Pedro wracał od swojego managera. Rozmawiał z nim na temat przedłużenia kontraktu z klubem, ustalili już wszystko, co było ważne, za dwa dni miał się spotkać z prezydentem klubu i podpisać nowy.
Spokojnie wędrował ulicami Barcelony, rozmyślając nad swoją obecną pozycją w klubie. Od kilku ładnych lat już nie grał. Zakończył karierę razem z Bojanem, tego samego dnia. Jego dwa przyjaciele, Jonathan Dos Santos i Marc Bartra jeszcze grali, ale domyślał się, że długo to nie potrwa. Trzon obecnej drużyny stanowiła dawna Barcelona B, w której również byli już całkiem nowi , młodsi zawodnicy.
W obecnych rezerwach grał syn Bojana, Pedro junior, jak go wszyscy wołali. Rodriguez uśmiechnął się, wspominając tą historię. Gdy mały Krkić podrósł, byli gdzieś razem, a ktoś wołał go po imieniu, to nigdy nie wiadomo było, czy chodzi o małego, czy o jego starszego imiennika, Kanaryjczyka. Wtedy to Pedro zaczął wołać na młodego Krkicia Junior. I tak zostało.
Junior był do swego ojca podobny jak dwie krople wody. To samo spojrzenie, prosty, wąski nos i wiecznie zmierzwione włosy, choć dużo krócej obcięte. Po Lei odziedziczył kształt twarzy i delikatny uśmiech. Był równie sprytny jak ona i miał powodzenie u płci przeciwnej. Rozbrajająca nieporadność Bojana najwyraźniej została gdzieś zgubiona w genach. Isabel była tak bardzo przebojowa, jak jej ojciec był nieśmiały. Ale zdarzało się jej strzelać podobne gafy jak seniorowi rodu Krkciów. Była tak urocza jak on, przynajmniej według Pedro Rodrigueza.
Grał na pozycji napastnika, z równym talentem jak Bojan. Dogadywał się dobrze z drużyną,  a najlepiej z przyjaciółmi-Sebastianem Hernandezem i Victorem Iniestą.
Pedro bezwiednie się uśmiechnął, porównując w myślach zżycie się tych chłopaków z jego własną drużyną z czasów Guardioli. To było dokładnie to samo-przyjaźń, zaufanie i radość z gry.
Minął właśnie  jeden z barów, w którym bawili się z Xavim, Iniestą i całą paczką po szczególnie ważnych wygranych meczach.  Niepozorne wejście na rogu jednej z  bocznych ulic  niedaleko Camp Nou, kryło  dwupoziomowy bar i klub w jednym. Przyjaciele rezerwowali zawsze jedną z sal w piwnicy, dużą i przestronną, zawsze po meczach przychodzili właśnie tam, a sala na nich czekała. Byli tam kiedyś z Bojanem, wciąż na jednej ze ścian wisiały ich zdjęcia z autografami i dwa szaliki klubowe.
Dzis też drzwi były zachęcająco uchylone, zza szyb widać było niekształtne zarysy ludzi siedzących wewnątrz.  Jakaś młoda kobieta weszła do środka, za nią wślizgnął się jeden z kelnerów w klasycznym bordowym fartuchu z logo klubu.
Pedro chwilę patrzył na drzwi swojsko wyglądającego budynku, po czym powoli ruszył dalej. Nie spieszył się, dobrze mu się szło, myślał o swojej pracy z dziećmi z średnich grup La Masii. Dyrektorem szkółki był Carles Puyol.
Odwrócił się raz jeszcze i uskoczył na bok chodnika, ustępując miejsca szarżującemu rowerzyście. Pokręcił głową z niesmakiem i w tej samej chwili zauważył znajomą postać wychodzącą z baru. Szczupły, dość wysoki chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Najwyraźniej przymierzał się do zapalenia ich. Pedro zmarszczył ciemne brwi i zdecydowanym krokiem zawrócił  w stronę baru.
-Junior!- zawołał dość głośno i podniósł rękę w geście powitania. Miał zamiar niezbyt grzecznie powiedzieć mu, co myśli o paczce papierosów w rękach młodego chłopaka, ale widząc jego całkowicie zaskoczoną minę i nieudane próby schowania papierosów, odpuścił.
Podszedł do niego i wyciągnął mu z rąk białą, wąską paczkę. Przeczytał nazwę na opakowaniu.
-Skoro już się trujesz, to kup fajki lepszej firmy, im gorsze, tym gorzej dla twoich płuc.-rzucił mu krótkie, ale uważne spojrzenie.
-Ale…-chłopak chyba próbował się bronić-to…
-Junior, nie usiłuj mi wyjaśnić oczywistej rzeczy! Nie jestem ślepy. Chodź!-klepnął go po łopatkach i ruszył przed siebie. Musiał z synem kolegi poważnie porozmawiać. Ale jak to zrobić, żeby do niego dotarło? Pamiętał z dzieciństwa, jak nie lubił kazań rodziców, nawet jeśli mieli rację. Były… nudne.
Minął kosz na śmieci i wyrzucił tam papierosy. Zerknął na zmieszanego Juniora.
-Powiedz mi, co robiłeś w klubie? – zapytał swego imiennika przyjaznym tonem głosu.
-Poszliśmy z kolegą .. i jedną koleżanką na piwo-brzmiała odpowiedź.
-A ty wyszedłeś na papierosa?
-Oni już poszli do domu.
-Rozumiem. Kiedy masz następny mecz?-zainteresował się nagle.
-Jutro-młody Krkić spuścił głowę, obserwując nagle interesujący wzór kostki brukowej.
-Wiesz co? Rozumiem Cię-Rodriguez objął ramieniem Pedro Juniora-ja i moi koledzy, jak graliśmy jeszcze w Barcelonie, też chcieliśmy się wyszaleć. Lubiliśmy chodzić do klubów, na piwo, cokolwiek. Nigdy nie robiliśmy tego jednak dzień przed meczem. Guardiola zabronił nam. Powiedział, że będziemy grać efektywniej bez takich atrakcji. I wiesz, co? Miał rację. Na kacu nie moglibyśmy się skupić na grze. Żaden z nas nie palił. To niezdrowe.
-Wiem-burknął Junior.
-Ja też kiedyś byłem w Barcelonie B. Bardzo ciężko było mi się tam dostać z kadry C. Do pierwszej drużyny było łatwiej. Chciałem być profesjonalistą… to była ciężka praca. Wyrzeczenia. Nagroda jednak była warta swego. Camp Nou.
-Też bym chciał-cicho powiedział rozmówca Kanaryjczyka.
-Masz szansę. Jesteś w drużynie B. Stamtąd łatwo do pierwszej. Ale nie możesz tego zaprzepaścić w klubach. Uwierz mi, po meczu sam Cię mogę zabrać na balangę. Ale nie przed nim! Zresztą sam wiesz, co za dużo to niezdrowo. Ile było przypadków, że przez zabawy piłkarz zaprzepaścił karierę? U nas także-dokończył cicho.
-Przepraszam  wujku, rozumiem.-Junior popatrzył na niego zawstydzony.- I nie mogę się pokazać tak tacie.
-Pójdziesz do nas, twoi rodzice przecież pojechali do Linyoli. Tylko pamiętaj, nie kłóć się z Ainą.
Junior lekko się skrzywił, ale pokiwał głową na potwierdzenie.
Aina była ukochaną córeczką Pedro, miała 16 lat i nie znosili się wzajemnie z Juniorem. Gdy tylko znaleźli się w tym samym miejscu, wybuchały kłótnie o dosłownie wszystko…

-Pedro, to ty?-Alexandra wyjrzała z kuchni z kubkiem kawy w ręce-Wreszcie wróciłeś!
Uśmiechnął się do niej i odsunął się, by zrobić przejście młodemu winowajcy. Alexandra zmarszczyła brwi, patrząc na skruszoną minę Juniora.
-Alex-Pedro pocałował delikatnie żonę-Junior zostanie u nas na noc, dobrze? Bojan jest z Leą w Linyoli, nie ma sensu żeby go tam zawozić. Tak będzie lepiej.
-No dobrze, nie ma problemu-uważnie przyjrzała się mężowi.-Junior, twój pokój to ten na piętrze, trzeci na prawo. Chcesz coś zjeść?
-Nie, nie, dziękuję.-uśmiechnął się niepewnie –chociaż …może wody.
-Chodź-Alexandra zabrała go do kuchni. Pedro odetchnął i bezwiednie popatrzył na schody. Na ich szczycie stała Aina.
Zaraz się zacznie.

-Pedrito, znów ratowałeś Juniorowi skórę?-Alexandra wyciągnęła swego męża na nasłoneczniony taras. Junior był u siebie w pokoju, a wściekła na jego obecność Aina wypadła z domu i poszła do przyjaciółki, zapowiadając, że wróci dopiero na wieczór. Można się było tego spodziewać.
-Powiedzmy-westchnął Pedro i wziął do ręki rogalika. Uwielbiał te robione przez Alexandrę. Były przepyszne.-Przechodzi okres buntu. Bojan sobie z nim najwyraźniej nie radzi, albo nic nie wie.
Zrelacjonował jej krótko co dziś zobaczył.
-Będzie dobrze, masz na niego duży wpływ, to widać-pogładziła go po policzku.-Może to sprawka wspólnego imienia?-szeroki uśmiech na twarzy Rodrigueza był wystarczającą odpowiedzią.
Pocałowała go lekko.
-Chodź, popływamy.
Podeszli do ulubionego basenu w rogu ogrodu. Alexandra ściągnęła klapki i uśmiechnęła się do swego Kanaryjczyka.
-Nie chcesz?-zaśmiała się, widząc, że się ociąga przed wskoczeniem do chłodnej wody.-zawsze to ty mnie ciągnąłeś na basen…
-Pamiętam-roześmiał się na wspomnienie lata tuż po odejściu z klubu Guardioli.

Wstrząs po hiobowej wieści był bardzo duży. Starali się zrozumieć decyzję Mistera, ale… ciężko im było tak nagle przyjąć do wiadomości, że już nie wyjdą na boisko pod jego wodzą. Mieli przed Euro nieco wolnego czasu, ale i te wakacje nie były takie, jak powinny być. Myśleli o obronie tytułu, o słabym sezonie klubu i Guardioli.  Chatka Xaviego na Costa Brava nie była tak wesoło tętniąca życiem jak zawsze.
Pedro przyjechał dopiero dzień wcześniej i już miał ochotę wracać do siebie. Byli Xavi z Iniestą i dziewczynami, był Bojan Krkić….i Fabregas z dziewczyną. Nazywała się Monica. Miała czarne włosy i oliwkową skórę jak dziewczyny z Andaluzji. Nie w tym był jednak problem. Lubił Fabregasa. Resztę też.
Problem polegał na czym innym.
Monica była projektantką mody i przyjaźniła się z kilkoma dziewczynami z tej dziedziny. W tym z jedną modelką.
Za jakie grzechy??!
Tak, Pedro miał ochotę skoczyć z klifu do morza, upić się, lub ostatecznie wyjść z siebie i nie wrócić. Pierwsza opcja była najlepsza, bo szybka i bezbolesna.
Była tutaj Alexandra, ta blondynka, która go niezmiernie irytowała. Co z tego, że była ładna, ba, nawet piękna. Jednak była równocześnie potwornie złośliwa do niego i nie wiedział za bardzo, czym było to spowodowane. Jeszcze bardziej denerwowało go to, że mimo wszystko szalenie mu się podobała. I usiłował się nie przyznać do tego.
-Pedro, rozchmurz się!-Bojan z wiecznie szerokim uśmiechem, jak to on, przyniósł mu drinka. O oceniając stan ducha kolegi, przysiadł obok niego i odgarnął ciągle wchodzącą mu w oczy grzywkę.
-Co się stało?
-Blondynka się stała-warknął Rodriguez, choć wcale nie chciał się wyżywać na Bojanie.
Krkić się promiennie uśmiechnął.
-Podoba Ci się?
-Bojan!!
-Czyli tak.-dzielnie wytrzymał ciężkie spojrzenie Kanaryjczyka.
-Jest ładna. –z ociąganiem przyznał-Ale irytuje mnie tym, że jak próbuje być do niej miły, to ona jest złośliwa. Moja wina, że i prawie wlazła pod koła?
-Wiesz co? Powiem ci coś. Spróbuj teraz ty być złośliwy. Przecież potrafisz.-miał rację, bo Pedro umiał być ironiczny - Zdziwi się. Nie masz nic do stracenia…

Pedro, z zadowoleniem obserwujący pluskającą się w ich prywatnym basenie Alexandrę mógł przyznać, że rada Bojana była genialna w swej prostocie. I kto by podejrzewał o takie pomysły zawsze grzecznego i ułożonego Bojanka…

Po kilkugodzinnych pogaduchach większość imprezowiczów rozeszła się po posiadłości Xaviego. Niektórzy poszli nad morze, inni szukali cienia na tarasie. Część była w domu i grała na play station.
Alexandra wciąż siedziała nad brzegiem basenu, w czerwonym bikini, mocząc smukłe nogi w wodzie.
Pedro dokończył swego drinka, odstawił szklankę i poszedł w kierunku siedzącej nad basenem dziewczyny. Po drodze ściągnął koszulkę i został tylko w samych szortach w hawajski wzorek.
Kucnął sobie koło niej i badawczo się przyjrzał jej ładnej twarzy. Jasne, długie włosy miała wyprostowane i opadały jej na plecy. Miała bardzo długie rzęsy…
-Chodź, popływamy-zachęcił ją z uśmiechem. Popatrzyła na niego przelotnie, jakby się zdziwiła, że tu jest.
-Nie chcę.
Spodziewał się tej odpowiedzi.
-Chyba mi nie wmówisz, że nie umiesz pływać?-niemal się roześmiał jej w twarz. Poprzestał jednak na jednak na uśmiechu. Bawiło go to.
-Umiem, ale nie zamierzam pływać z tobą w jednym basenie.
Przygryzł wargi. Nie chce, to nie. Nachylił się nad nią, tak, że ich nosy się prawi stykały. Jakie ładne oczy, pomyślał, ale się w porę opamiętał.
-Ale my nie będziemy pływać-spokojnie ją poinformował, a potem wskoczył do wody.
Odwrócił się i popatrzył na zszokowaną Alexandrę. O to mu chodziło.
-Możemy przecież skakać do wody-dokończył z niewinnym uśmiechem.
Podpłynął do niej i pociągnął ją za rękę do wody.
-RODRIGUEZ, TY IDIOTO!!
-O, zapamiętałaś moje nazwisko! To już jakiś sukces-roześmiał się.-Przypomnę, że na imię mam Pedro. Nie bój, się, nie utoniesz, przecież jestem tutaj…
Złapał ją za ramiona, żeby utrzymała się na powierzchni. Ze zdenerwowania nie udawało jej się tego zrobić. Przyciągnął ją delikatnie do siebie. Popatrzyła na niego ze złością w oczach.
-A skoro już jesteś w basenie, to może jednak popływamy?-zapytał słodkim tonem. Odsunął się lekko i odpłynął.
Śliczna modelka nie miała wyjścia. Popłynęła za nim.
-Punkt dla Ciebie, frajerze. Ale następnym razem ci się nie uda!-wrzasnęła jeszcze w kierunku jego pleców.
-Masz rację. Bo następnego razu nie będzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz